Pora zamknięcia wydania gazety to deadline, czyli moment czy też – tłumacząc dosłownie – „śmiertelna linia", poza którą posunąć się nie wolno, bo grozi to katastrofą. Teraz deadline zobaczyła – wyraźnie jak nigdy – opozycja.
Każdy, kto umie się targować, wie, że najlepsze efekty osiąga się, przeciągając negocjacje najdłużej, jak tylko można, po to, żeby strona, której zależy bardziej, poczuła za plecami ścianę. A której stronie bardziej zależy? To właśnie jest największą tajemnicą negocjacji. Czy to Polskie Stronnictwo Ludowe ma interes, by iść z Platformą Obywatelską, czy PO, żeby iść z ludowcami? Na oko – opłaca się to obu stronom, rzecz w tym, że muszą wytargować z partnerem takie warunki, by opłacało się to wciąż po zawarciu umowy koalicyjnej. To oznacza, że PSL nie może zgodzić się na Sojusz Lewicy Demokratycznej – bo na tym straci. Sojusz ma wielu kandydatów i na pewno będzie się rozpychał, choć podobno na finiszu rozmów trochę obniżył wymagania. PO z kolei potrzebuje SLD, by nie tracić głosów na rzecz bloku lewicowego, który powstanie, jeśli Włodzimierz Czarzasty zostanie wyrzucony na margines. Niedobitki Wiosny z Lewicą Razem raczej PO nie zagrożą.