Czy dzisiaj obserwujemy rywalizację o wpływy nad terytorium dawnej Rzeczypospolitej Obojga Narodów pomiędzy Rosją a Zachodem, głównie Polską?
Na pewno rywalizuje Rosja. Rywalizacji z naszej strony raczej nie widać. Natomiast widać, gdzie ta Rzeczpospolita się kiedyś kończyła. Protesty w Mińsku, które obserwowaliśmy kilka lat temu, Majdan i później opór, jaki Ukraińcy stawiają Rosjanom, pokazuje, gdzie ten duch wolności jest żywy. Buntujący się w XVII wieku Kozacy na początku chcieli zostać szlachtą, a jak to się nie udało, kopiowali instytucje polityczne Rzeczypospolitej...
Gdy wybuchła wojna w Ukrainie, przyjąłem do domu kilka osób z okolic Kijowa. One rozmawiały między sobą po rosyjsku, mimo że są Ukraińcami. Mnie to nie dziwiło, ale starsza pani, która była niejako głową tej rodzinnej grupy, uznała za stosowne, by wytłumaczyć mi, że chociaż rozmawia po rosyjsku, to różnica jest taka, „iż my jesteśmy ludźmi wolnymi, a oni” – czyli Rosjanie – to „raby – niewolnicy”. Stwierdziła tym samym, że Kijów należy do innej cywilizacji niż Moskwa.
Niestety, Zachód coraz mniej interesuje się losem Ukrainy, a o Białorusi to już mało kto pamięta. Polska też nigdy nie miała dobrej polityki wobec Białorusi. Nawet dzisiaj wsparcie dla białoruskiej diaspory w Polsce jest bardzo słabe, ograniczono finansowanie telewizji Biełsat. Emigracyjne instytucje białoruskie są skrajnie niedofinansowane. Myślę, że wielu polityków na Zachodzie uważa ten kraj za stracony, de facto za część Rosji. Z Ukrainą na szczęście jest inaczej, Europa rozumie, na czym polega znaczenie tego kraju i to, że każdy dzień, gdy Ukraińcy stawiają opór i zadają straty Rosjanom, opóźnia zagrożenie dla nas.
Rosja wspiera politycznie i gospodarczo reżim Łukaszenki. I stara się destabilizować Ukrainę, aby ograniczyć jej integrację z Zachodem. Czy nadal powinniśmy prowadzić politykę, której celem jest ograniczenie dominacji rosyjskiej?
Dopóki trwa wojna, sytuacja jest oczywiście niestabilna. Czy jest szansa na zakończenie tej wojny? Trudno powiedzieć, pewnie zostanie ona raczej zamrożona niż zakończona. Niewątpliwie Ukraina dąży do tego, żeby być częścią Zachodu. Dla nas, pomijając wartości uniwersalne, wspieranie ofiary agresji, jest to kraj buforowy, więc jeżeli Ukraina upadnie i skończą się resztki niezależności Białorusi, to nad Bugiem pojawią się wojska rosyjskie. Będziemy mieli granicę z Rosją dłuższą o 950 kilometrów. Dodatkowo Rosja przejęłaby wówczas potencjał przemysłowy, a być może też militarny Ukrainy. Zatem niezależność Ukrainy jest w żywotnym interesie Polski. Natomiast wydaje mi się, że w Polsce jest za mało myślenia o konieczności wpływania na te kraje.