Najczęściej powtarzanym przez nich epitetem było słowo „partyjny”. To paradoks, że ci, którzy zostali wybrani w wyborach do Sejmu, by tworzyć prawo, i którzy należą do zapisanych w konstytucji demokratycznych organizacji, najgorsze, co mogą komuś powiedzieć, to zarzut, że forsuje „partyjny projekt”. Paradoks – ale nie zaskoczenie. Politycy nie mają przecież dobrych notowań w społeczeństwie i dobrze o tym wiedzą. Według sondażu CBOS ufa im zaledwie 20 proc. obywateli. A władzom lokalnym – 64 proc.

Teraz sejmowa większość stara się władze lokalne umeblować po swojemu. Warto posłuchać szefa Państwowej Komisji Wyborczej, który mówił w czwartek, że „jeśli zmiany w kodeksie wyborczym proponowane przez PiS wejdą w życie, to przyszłoroczne wybory samorządowe mogą być zdestabilizowane i zagrożone”. Tłumaczył, że „nierealne” jest, aby w tak krótkim czasie zrealizować założenia zawarte w projekcie PiS. Chodzi o funkcjonowanie instytucji mężów zaufania i zmiany sposobu powołania komisarzy wyborczych, którzy nie będą już musieli być sędziami i będą mogli należeć do partii politycznej. Projekt zakłada też, że siedmiu na dziewięciu członków PKW będzie wybierał Sejm.

W debacie sejmowej krytykowano przede wszystkim likwidację jednomandatowych okręgów wyborczych w wyborach do rad gmin i zmniejszenie liczby mandatów w okręgach wyborczych do rad powiatów i sejmików. Prezes PSL Władysław Kosiniak-Kamysz postawił zarzut wprost: PiS chce skroić wybory pod siebie.

Te obawy podzielają samorządy. Wiedzą, ile można stracić z powodu zbyt szybko przeprowadzonej reformy. XIII Ranking Samorządów przygotowywany przez „Rzeczpospolitą” pokazuje, że władze lokalne naprawdę mają czym się chwalić. Choćby wzrostem o 45 proc. wartości inwestycji w III kwartale 2017 roku.

Czy zmiany ordynacji mogą zepsuć ten dobrze działający mechanizm? Jeśli posłuchać np. prezydenta Kołobrzegu Janusz Gromka („PiS stopniowo i skutecznie pozbawia samorządy swobody działania”), to władze lokalne mają się czego obawiać. Ze skutkami ograniczania podmiotowości władz lokalnych PiS będzie się musiał zmierzyć jako pierwszy. Bo podobnie jak poprzednie ekipy spycha na samorządy coraz więcej zadań wykonywanych za coraz mniejsze pieniądze, tak jak stało się to z edukacją. A jeśli upartyjnione rady sobie nie poradzą – odium spadnie na partię rządzącą. I to tuż przed kolejnymi wyborami – tym razem parlamentarnymi.