Był 30 października 1938 r. O ósmej wieczorem miliony Amerykanów zasiadły do wysłuchania najpopularniejszej wówczas audycji radiowej Orsona Wellesa „Chase and Sanborn Hour". Błoga rozrywka jednak szybko wywołała prawdziwą grozę, kiedy z eteru popłynęła informacja, że Marsjanie zaatakowali Ziemię. Największa panika wybuchła w New Jersey, które miało się stać epicentrum ataku. To książkowa historia fake newsa. Welles musiał długo przepraszać za swoje wstrząsające słuchowisko, a i tak nie ominęły go pozwy sądowe.

Czytaj także: Fake news będzie zwalczany przez ślepy pozew

W erze nowych technologii fake news, którego celem jest świadome wprowadzanie opinii publicznej w błąd, rozchodzi się błyskawicznie. Ma siłę nawet nie granatu, ale broni jądrowej. Kłamstwo szybko przedostaje się do ogromnej liczby mediów, serwisów, stając się „prawdą". Trudno nie tylko zweryfikować, kto jest autorem takiej informacji, ale też usunąć ją z medialnego obiegu. W ten sposób fake newsy służą w wojnach, kampaniach wyborczych, są też symbolem bezkarności tych, którzy świadomie kłamstwa kolportują. Zachłyśnięci wolnością, jaką przyniósł internet, przestaliśmy zwracać uwagę na jej ciemną stronę: bezprawne ingerowanie w procesy gospodarcze, społeczne czy ludzkie życie.

Instytucja tzw. ślepego pozwu, którą przygotowuje Ministerstwo Sprawiedliwości, ograniczy bezkarność twórców kłamstw i hejtu, często nieuchwytnych. Jeżeli wejdzie w życie, powód, którego dobra osobiste zostały naruszone, będzie mógł złożyć pozew bez wskazania pozwanego. Wystarczy, że poda adres URL, na którym zostały opublikowane obraźliwe treści. Na tej podstawie pozyska dane hejtera i pociągnie go do odpowiedzialności na drodze prawnej. Cieszą również regulacje, które mogą ograniczyć cenzurę prewencyjną na niektórych portalach społecznościowych. Te niekiedy, blokując treści, stosują kryterium ideologiczne. Możliwość szybkiego odwołania od takiej decyzji i podkreślenie nadrzędnej roli prawodawstwa krajowego może ograniczyć takie patologie.

Bardziej dyskusyjne jest natomiast powołanie sądu wolności słowa. Oczywiście byłoby wspaniale, gdyby państwo poświęciło tego rodzaju sporom dużo uwagi. Czy jednak w zakorkowanym wymiarze sprawiedliwości wprowadzenie ekstrasądu i reżimu szybkiego rozpatrywania to nie za dużo? Jaką obsadę musiałby mieć taki sąd, zważywszy, ile kłamstw codziennie generuje internet? Szybka obsługa takich spraw wydaje się mało prawdopodobna. Kierunek zmian jest dobry, warto jednak być precyzyjnym i pamiętać, że stąpamy po bardzo delikatnym gruncie, jakim jest wolność słowa.