Niczym przyczajony tygrys, premier Pedro Sanchez szykuje się do uderzenia od kilku miesięcy. Ma już zgodę Kościoła, zdołał też zneutralizować protesty rodziny Francisca Franco. No i zebrał większość w Kongresie.
Czytaj także: Hiszpania wstydzi się Franco
Samo głosowanie ma się odbyć już we wrześniu, a operacja przeniesienia resztek tego, którego Hiszpanie w latach dyktatury nazywali „Caudillo" („Przywódca") – w październiku.
– To będzie któryś z poniedziałków, bo wtedy kompleks Doliny Poległych jest zamknięty – mówi „Rz" Marco Gonzalez, wiceprzewodniczący Stowarzyszenia na rzecz Odzyskania Pamięci Historycznej (ARMH), która stara się ustalić miejsce pochówku ofiar frankizmu.
Franco ma bardzo dużo krwi na rękach. Zdaniem brytyjskiego historyka Antony'ego Beevora na jego rozkaz w latach wojny domowej i po jej zakończeniu zginęło przynajmniej 350 tys. Hiszpanów. 114 tys. z nich wciąż uważa się za „zaginionych", bo nie wiadomo, gdzie porzucono ich ciała. O wiele więcej osób było więzionych, zmuszonych do emigracji, wyrzucanych z pracy.