"Love". Między porno a miłością

Reżyser „Love" Gaspar Noé mówi Barbarze Hollender o nowym filmie, o tym, jak szokować i wzruszać w kinie.

Aktualizacja: 27.08.2015 13:48 Publikacja: 26.08.2015 21:00

Karl Glusman (Murphy) i Aomi Muyock (Electra) w lirycznej scenie „Love”. Film od piątku w kinach

Karl Glusman (Murphy) i Aomi Muyock (Electra) w lirycznej scenie „Love”. Film od piątku w kinach

Foto: Gutek Film

"Rzeczpospolita": Pamiętam pokaz pana filmu „Nieodwracalne" w Cannes. Połowa widzów wyszła przed końcem projekcji, druga została i była zachwycona. I tak chyba jest z pana filmami: jedni je kochają, inni nienawidzą.

Gaspar Noé:
Przyzwyczaiłem się. „Love" też ma recenzje albo miażdżące, albo entuzjastyczne. Przestałem zwracać na to uwagę, choć muszę powiedzieć, że w przypadku tego filmu znacznie bardziej przychylna jest prasa kobieca.

Czym pan to tłumaczy?


Myślę, że to „kobiecy" film. Historia trójkąta. Miłości, która się rozpada. Chłopak myśli, że jest zwycięzcą, a jest przegranym. Zresztą postacie jego partnerek są bardziej złożone i skomplikowane. Kobiety były tym filmem wzruszone. A może i zaciekawione, bo sporo tu męskiej nagości. A najbardziej negatywne recenzje napisali krytycy po pięćdziesiątce czy jeszcze starsi. Ale jeszcze raz powtórzę: nie warto zwracać uwagi na opinie innych, trzeba robić swoje.

Powiedział pan: „Ze wszystkich moich filmów ten jest najbliżej tego, czego nauczyłem się o życiu".

„Love" to rzeczywiście mój najuczciwszy film. Nie ma nic z autobiografii, ale jest w nim klimat młodości, którą spędziłem w Paryżu, echo doświadczeń moich i moich przyjaciół. Chciałem opowiedzieć o pasji, wielkiej namiętności, pożądaniu. Zaznałem takiego uczucia, byłem podobny do bohatera filmu. Słuchałem takiej muzyki jak on, oglądałem te same filmy, miałem podobne marzenia.

Bohater, Murphy, który jest początkującym reżyserem, mówi, że chce zrobić sentymentalny film o miłości i seksie. „Love" jest dla pana takim właśnie obrazem?

Tak. Może to kwestia mojej specyficznej wrażliwości, ale w czasie montażu kilka razy się wzruszyłem, a nigdy przedtem mi się to nie zdarzyło. Może raz, gdy w „Nieodwracalnym" patrzyłem na dziewczynę bawiącą się na łące i wiedziałem, że ileś lat później zostanie brutalnie zgwałcona i zabita. Teraz myślałem o tym, jak jedno nieoczekiwane zdarzenie może zmienić życie kilku osób. Też nieodwracalnie. Zawsze się zastanawiałem, co się dzieje, gdy pojawia się na świecie niechciane dziecko.

Ale jednocześnie szokuje pan, pokazując seks w bardzo werystyczny sposób. Czy publiczność jest gotowa, by oglądać z bliska masturbację, kopulację, ejakulację? I to w 3D?

Kiedy się śledzi pornograficzne filmiki w internecie, można czuć się obco i nieswojo. Ale obrazy z „Love" są w gruncie rzeczy zwyczajne. Seks jest częścią naszego życia. Radością. To samo robili Just Jaeckin w „Emmanuelle" czy niedawno Abdellatif Kechiche w „Życie Adeli. Rozdział 1 i 2". Padają zarzuty, że pokazuję z bliska genitalia. Czyli można na ekranie pokazać nóż, którym się zabija, a nie można pokazać penisa? Zresztą ja nie epatuję seksem. Opowiadam o pożądaniu, ale przypominam, że miłość może człowieka zranić, a nawet zniszczyć. Są ludzie uzależnieni od zakochiwania się. I przecież oni za każdym razem ryzykują.

W pana wszystkich filmach czuje się wielkie miasto. Mógłby pan znaleźć dla siebie tematy na prowincji?

Nigdy nie żyłem w małym mieście, ale oczywiście taka historia jak z „Love" mogłaby się wydarzyć na prowincji, choć pewnie wyglądałaby trochę inaczej. Z pewnością mniej byłoby w niej narkotyków. Zamiast handlarza sztuką mielibyśmy nauczyciela.

Od „Wkraczając w pustkę" do premiery „Love" minęło pięć lat. Na pana następny film też będziemy czekać tak długo?

Ponad rok promowałem poprzedni film. Potem robiłem jakieś drobne rzeczy, m.in. teledyski, i starałem się zdobyć pieniądze na nowy projekt. A potem umarła moja matka. Spędziłem z nią kilka ostatnich miesięcy. Filmowałem ją. Chciałem zachować na taśmie jej obraz, choć dzisiaj oglądanie tych kadrów bardzo mnie boli. Są boleśnie naturalne. Może także dlatego nakręciłem „Love" w 3D, by przez dodanie głębi trochę odrealnić obraz. Teraz promuję „Love" i muszę pomyśleć o swoim życiu, pomalować dom, zabrać dziewczynę na trzymiesięczne wakacje w Afryce. Poczytać książki. A film? Przeczytałem niedawno książkę o polowaniu na czarownice. Zachwyciłem się. Ale potem obejrzałem raz jeszcze „Męczeństwo Joanny d'Arc" Dreyera i zrozumiałem, że po takim arcydziele nie jestem w stanie zrobić filmu na ten temat. Czekam więc na jakiś oryginalny pomysł.

Gaspar Noé, reżyser

Urodził się w 1963 r. w Argentynie. Jest synem słynnego argentyńskiego malarza Luisa Felipe Noé. Od dzieciństwa mieszka w Paryżu. Studiował w Ecole Louis Lumiére. Jego debiutem fabularnym był film „Sam przeciw wszystkim" (1998). Kolejne filmy: mocne, brutalne „Nieodwracalne" (2002) i „Wkraczając w pustkę" (2009), trafiły na festiwal w Cannes, zapewniając mu opinię twórcy bezkompromisowego i poszukującego nowego języka filmowego.

Melancholia pokonała kicz

„Love" zawiera sceny pornograficzne, ale filmowi bliżej do melodramatu niż do świerszczyka. Gaspar Noé lubi przekraczać granice kina. Przemoc w „Nieodwracalnym" była porażająca. „Wkraczając w pustkę" zachwycało wizualną wyobraźnią. „Love" łamie seksualne tabu, zyskując opinię „ambitnego pornosa w 3D".

To historia bolesnego związku Murphy'ego z Electrą, fantazja o idealnym zespoleniu miłości duchowej z cielesną. O spotkaniu z kochanką idealną, która odeszła na zawsze i zostawiła go z poczuciem niespełnienia. Noé balansuje na granicy kiczu, ale potrafi zręcznie obudować go melancholią. Nastrój budują cytaty dla fanów kina i znakomita muzyka, m.in. kompozycje Erika Satie i gitarowe solówki Funkadelic.

Najważniejsza jest jednak obezwładniająca wizualność, potęgowana technologią 3D. Sceny zbliżeń oglądamy pionowo spod sufitu. Nie tylko jednak „momenty" robią wrażenie. Twórcy zabierają widza na zmysłową przechadzkę w romantyczno-erotyczną przestrzeń Paryża, do parków, galerii, nocnych klubów i dark roomów. Część widzów wyjdzie już pewnie po pierwszej scenie nagich pieszczot. Od zawsze jednak tak było, że ludzie chodzili do teatrów i kin również po to, by czasem znaleźć powód do oburzenia.

—Marcin Kube

"Rzeczpospolita": Pamiętam pokaz pana filmu „Nieodwracalne" w Cannes. Połowa widzów wyszła przed końcem projekcji, druga została i była zachwycona. I tak chyba jest z pana filmami: jedni je kochają, inni nienawidzą.

Gaspar Noé:
Przyzwyczaiłem się. „Love" też ma recenzje albo miażdżące, albo entuzjastyczne. Przestałem zwracać na to uwagę, choć muszę powiedzieć, że w przypadku tego filmu znacznie bardziej przychylna jest prasa kobieca.

Czym pan to tłumaczy?


Myślę, że to „kobiecy" film. Historia trójkąta. Miłości, która się rozpada. Chłopak myśli, że jest zwycięzcą, a jest przegranym. Zresztą postacie jego partnerek są bardziej złożone i skomplikowane. Kobiety były tym filmem wzruszone. A może i zaciekawione, bo sporo tu męskiej nagości. A najbardziej negatywne recenzje napisali krytycy po pięćdziesiątce czy jeszcze starsi. Ale jeszcze raz powtórzę: nie warto zwracać uwagi na opinie innych, trzeba robić swoje.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Marcin Dorociński z kolejną rolą w Hollywood. W jakiej produkcji pojawi się aktor?
Film
Festiwal Mastercard OFF CAMERA. Patrick Wilson z nagrodą „Pod prąd”
Film
Nie żyje reżyser Laurent Cantet. Miał 63 lata
Film
Mastercard OFF CAMERA: „Dyrygent” – pokaz specjalny z udziałem Andrzeja Seweryna
Film
Patrick Wilson, Stephen Fry, laureaci Oscarów – goście specjalni i gwiazdy na Mastercard OFF CAMERA 2024