Komentatorzy się cieszą, że na szczycie NATO pokazano jedność, utarto nosa zarówno Macronowi, jak i Erdoganowi, a nawet Trumpowi. Zwłaszcza polscy: drżyj, Moskwo, nie udało ci się wbić klina w spoistość sojuszu, który broni nas przed Kacapami! Przedwczesna radość. Bo nie uleczono podstępnej i przewlekłej choroby, która toczy sojusz od 30 już lat; ba, nawet nie postawiono diagnozy. A brzmi ona: nostalgia.

Kiedy 70 lat temu powołano NATO, sytuacja była jasna: za Łabą, której korytem przebiegała zapomniana już żelazna kurtyna, grzały silniki sowieckie czołgi, jednym uderzeniem mogące dotrzeć do Atlantyku. Przeciwnik był oczywisty, tylko zbudowana wspólnie obrona mogła go odstraszyć. Kresem tamtego pięknego, idealizowanego dziś NATO był historyczny rok 1989.

Polska pod koniec XX wieku wstępowała już do innego sojuszu, który nie bardzo wiedział, po co istnieje. Dlatego najpierw trzeba było poprzeć niezrozumiałe dla Polaków bombardowanie Belgradu, potem wysłać żołnierzy na niepotrzebną i źle przygotowaną wojnę w Afganistanie. Ale może teraz wreszcie NATO będzie nas bronić, kiedy Rosja anektowała Krym, szarogęsi się na Ukrainie i znowu szczerzy ku Zachodowi kły nuklearnych rakiet?

Być może... Bo dla Ameryki, która jest i pozostanie główną siłą Zachodu, nie Rosja stanowi główny problem, lecz Chiny. Dla Francji – wciąż mocarstwa nuklearnego – problemem jest Afryka. Dla Niemiec – święty spokój i ruski gaz. I tak dalej, i tak dalej... Tylko my w razie ataku ze wschodu będziemy państwem frontowym, a więc w ostatecznym rachunku – zrujnowanym pobojowiskiem. Dlatego nad Wisłą panuje nieuleczalna tęsknota za tamtym NATO, którego już nie ma i które nigdy nie wróci.

Sojusz musi wymyślić się na nowo w świecie wielobiegunowym i zglobalizowanym. Jego drugą po USA siłą jest Unia, która wciąż boi się swego wojskowego wymiaru. Gdyby jej państwa zunifikowały uzbrojenie i razem dokonywały zakupów, zaoszczędziłyby aż 12 mld dol. rocznie na zbrojenia, zdecydowanie wzmacniając swą siłę. Ale tak mogłaby działać tylko Unia mocniej zintegrowana, wręcz federalna, a takiej wszak nie chcemy.