– Obawiam się tego, co będzie we wrześniu – mówi „Rzeczpospolitej" Marcin Konrad Jaroszewski, dyrektor XXX LO im. Śniadeckiego w Warszawie. Jak opowiada, do tej pory w zarządzanej przez niego placówce było 14 oddziałów, teraz będzie ich 22. Z tego aż 12 to klasy pierwsze. Wszyscy muszą się pomieścić w 26 salach. – Nauka na pewno będzie na 1,5–2 zmiany – mówi dyrektor.
Jak podkreśla Jaroszewski, problemem będą nie tyle lekcje (ławki można ustawić gęściej), ile przerwy. – Na korytarzach będzie tłok, a do toalety będzie trzeba stać w kolejce – tłumaczy. – W tym roku rekrutacja to było upychanie na siłę kandydatów. Ja w ostatniej chwili zdecydowałem o utworzeniu dwóch dodatkowych oddziałów. Dzięki temu w pierwszych klasach będą „zaledwie" 32 osoby – dodaje dyrektor „Śniadka". Wiceprezydent Warszawy Renata Kaznowska zapowiedziała podczas konferencji prasowej, że lekcje w stołecznych szkołach będą trwały od 7.30 do 17.30, a zajęcia dodatkowe do godz. 20.
Kaznowska opowiadała także, że w ciągu ostatnich trzech dni udało się utworzyć w stolicy 2 tys. dodatkowych miejsc. W ten sposób w stolicy nie dostały się „tylko" 3173 osoby. – W tym roku do szkół średnich aplikowało 47 tys. absolwentów, 17 tys. z nich to osoby spoza Warszawy. Dla tych osób przygotowaliśmy w sumie 45 tys. miejsc – mówiła wiceprezydent.
Konkurencja w stołecznych liceach była ostra. W dwóch liceach – im. Stefana Batorego i Stanisława Staszica – utworzono aż pięć klas składających się z samych olimpijczyków. A w niektórych szkołach 190 punktów (na 200 możliwych) nie wystarczało, by się dostać.
W innych miastach było równie ciężko. Praktycznie w każdym dużym mieście zostały setki absolwentów, którzy nie dostali się do żadnej szkoły średniej. W Katowicach było to 190 osób, w Łodzi – 460, we Wrocławiu – 1,6 tys., w Poznaniu ok. 3 tys. W ubiegłym tygodniu podano już, że w Krakowie do żadnej ze szkół nie dostało się 2,5 tys. osób, w Szczecinie i w Olsztynie – ponad 800, w Toruniu – ponad 700, w Lublinie – ponad 600, w Bydgoszczy – 500, w Opolu – 250.