Bez opozycji i Tuska
Na sześć tygodni przed wyborami do Sejmu, które ma spore szanse wygrać PiS, trudno nie uznać, że te słowa są świadectwem nie tylko woli absolutnego stawienia czoła historycznej prawdzie, ale także nawiązania już zupełnie partnerskich stosunków z obecnym polskim rządem. Tym bardziej że na obchody do Warszawy nie przyjechał Donald Tusk, a zupełnie nieobecni zdawali się być liderzy opozycji.
Obchody były historyczne, ale zorganizowane według klucza współczesnego. Polska zaprosiła do udziału w nich kraje wolnego Zachodu: NATO i Unii Europejskiej, ale także Partnerstwa Wschodniego. To miało podkreślić, po której stronie przed 80. laty stała Moskwa.
Polski prezydent przypomina więc o tym, jak Związek Radziecki zamordował 22 tys. polskich oficerów w Katyniu i wysłał na katorgę na Syberię wielokrotnie większą liczbę Polaków. Andrzej Duda wskazał także, że dla Polski prawdziwe zwycięstwo nastąpiło dopiero w 1989 r., gdy nasz kraj odzyskał suwerenność.
Ale zdaniem polskiego prezydenta tragedia sprzed 80 lat musi być też lekcją dla współczesnych. Bo gdyby wtedy Zachód twardo przeciwstawił się szaleńczym planom Hitlera, nie pozwolił mu na prześladowanie jeszcze przed wybuchem wojny niemieckich Żydów, zajęcie Austrii i Czechosłowacji, być może nie doszłoby do II wojny światowej.
Strategiczne sojusze
To jest jednak lekcja, którą trzeba odnieść do dzisiejszych czasów, przede wszystkim twardo sprzeciwiając się agresywnej polityce Rosji, zmianie przez nią granic i okupacji obcych krajów – mówił Andrzej Duda, wymieniając w szczególności atak na Gruzję w 2008 r. i Ukrainę w 2014 r. W Moskwie kilka tygodni wcześniej z inicjatywy rosyjskich władz została otwarta wystawa poświęcona 80. rocznicy podpisania paktu Ribentropp-Mołotow, w której starano się dowieść, że wobec rzekomej odmowy współpracy ze strony Wielkiej Brytanii i Francji Stalin nie miał innej możliwości, jak podjąć współpracę z Hitlerem.
Ale to była także okazja dla niemieckiego prezydenta podkreślania, jak ważne jest utrzymanie sojuszu transatlantyckiego w czasach, gdy partnerstwo między Europą a Ameryką wcale nie jest oczywiste.