Pieniądze nie są już po prostu pieniędzmi, niezależnie od tego, kto je wydaje. Można by sądzić, że klient przychodzi i kupuje, niezależnie od orientacji seksualnej. Bogaty gej kupuje drożej, podobnie zresztą jak bogaty niegej. Klient to klient.

Chce mieć superdrogi apartament z najmodniejszym adresem? Proszę bardzo. Luksusowy zegarek, luksusowy samochód, luksusowe wczasy? Do usług. Problem raczej w bogactwie wyboru niż w braku odpowiedniej oferty. Tymczasem, jak wynika z badań firmy Nielsen, aż 80 proc. klientów najchętniej wybierałoby produkty tych firm, które promują równouprawnienie i otwartość na różne środowiska.

Na Zachodzie kampanie reklamowe adresowane do mniejszości seksualnych już się przyjęły. IKEA na przykład miała reklamy (ale nie w Polsce) z udziałem przedstawicieli tej społeczności. Wsparcie dla niej deklaruje też marka lodów premium Ben & Jerry, które od niedawna można kupić także w polskich sklepach. Z biznesowego punktu widzenia o klientów z grupy LGBT warto zabiegać. Z reguły zarabiają więcej niż średnia krajowa, chętnie wydają pieniądze na markowe produkty, często wychodzą do restauracji i klubów. Wybierają ekologiczne, a więc droższe, jedzenie. Eksperci podnoszą, że reklamodawcy w Polsce na razie ignorują tę grupę klientów. Z różnych powodów. Czy mniejszości na tym tracą? Nie sądzę. Tracą być może firmy, do których trafiliby klienci, dla których przy wyborach zakupowych ważne są deklaracje o otwartości na określone grupy. Rynek z pewnością prędzej czy później to nadrobi.