To część trwającego do końca br. pilotażu. Zakłada on stworzenie sieci 50 takich jaskiń hazardu, w których stanie w sumie 1220 automatów. Dla TS jednoręcy bandyci będą nowym źródłem przychodu. Wyniki z pierwszych dwóch salonów – w Krzeszowicach i Bydgoszczy – napawają optymizmem (trzeci punkt w Warszawie dopiero ruszył). – W ciągu ledwie paru tygodni zarejestrowało się w nich 400 graczy, a obrót na maszynach przekroczył 1 mln zł – mówi Olgierd Cieślik, szef państwowej spółki.

Jak tłumaczy, to świetny wynik, biorąc pod uwagę, że to małe lokale hybrydowe (uruchomione przy kolekturach Lotto). Ale w TS nie ma hurraoptymizmu. Wynika to z faktu, że tego typu rozrywki nie wolno reklamować, a zatem ciężko będzie spółce poinformować potencjalnych zainteresowanych chociażby o lokalizacji salonów gier. Poza tym, aby wejść do jaskini hazardu, trzeba się zarejestrować (obsługa spisuje dane z dowodu osobistego). A to bariera, która może wyeliminować potężną część klientów. Dowodzi tego historia z Norwegii, gdzie również wprowadzono państwowy monopol na jednorękich bandytów. Ukrócenie szarej strefy i konieczność rejestracji graczy spowodowała gigantyczny, ponad 50-proc. spadek popytu na taką rozrywkę. Mimo to państwowe salony gier mają powstawać jak grzyby po deszczu. – Już od przyszłego roku sieć może rosnąć w tempie nawet 400 lokali rocznie – mówi Olgierd Cieślik.