Pomysł wydaje się godny poparcia, zwłaszcza że prokuratura od wielu lat jest najbardziej targaną politycznie instytucją wymiaru sprawiedliwości. A terminy “dyspozycyjny prokurator” czy “czystki w prokuraturze” po zmianie kolejnej ekipy rządzących mogłyby już z powodzeniem wejść do kanonu wiedzy prawniczej.
Czy próba uodpornienia prokuratury na zewnętrzne naciski się powiedzie? Dużo zależy od tego, jaką konstrukcję ostatecznie przyjmie Sejm. Szczególnie ważne jest, komu będzie podlegał prokurator generalny i przez kogo będzie powoływany. Jeżeli przez parlament lub prezydenta, ucieczka od polityki okaże się fikcją, gdyż są to także organy polityczne.
Ale i wybór prokuratora generalnego przez samo środowisko może powodować poważne zagrożenia. Nie dawałby gwarancji, że na tym stanowisku znajdą się ludzie kompetentni, a powstałoby ryzyko, iż nie będą w stanie uciec od towarzyskich powiązań, a czasami zadziałać wbrew swoim wyborcom (którymi byliby koledzy prawnicy). Przecież prokurator generalny po zakończeniu kadencji musi mieć do czego wracać.
Podobne zagrożenie byłoby zresztą w przypadku powoływania prokuratorów niższych szczebli. Już w przeszłości zdarzały się bowiem sytuacje, gdy do korporacyjnych sądów dyscyplinarnych byli powoływani ludzie, przeciwko którym toczyły się postępowania dyscyplinarne.
Warto też pamiętać, że szef prokuratury musi być nie tylko dobrym prokuratorem, ale też posiadać odpowiednie cechy menedżerskie, które pozwolą zarządzać placówką. Co się stanie, jeżeli z czasem się okaże, że na długą, sześcioletnią kadencję został powołany nieudacznik, którego - o zgrozo! - nie można odwołać?