Marzę o tym, żeby młodzi ludzie, którzy kończą aplikację adwokacką, nie szli do dużych korporacji na etat, tylko zaczynali od własnej kancelarii. To klucz do wszystkiego, bo nauczą się samodzielności myślenia, podejmowania decyzji. Na aplikacji zaś muszą sobie wybrać patrona i zadać mu tyle pytań, ile tylko potrafią.
Muszę zapytać o ciemniejszą stronę adwokatury. Widzimy znanych adwokatów, jak bronią bezwzględnych gangsterów. Czy sztandarowe postacie muszą to robić?
Mieliśmy po wojnie wielki dylemat związany z tym, że była ogromna liczba procesów przeciwko Niemcom. Nie było wątpliwości, że nastawienie społeczeństwa do zbrodniarzy wojennych było jednoznaczne. Bardzo szybko adwokaci zadecydowali – to była uchwała Naczelnej Rady Adwokackiej – że żaden adwokat nie mógł brać pieniędzy za te sprawy. Bronili najlepsi, ale za darmo. Cienkość zaczyna się wtedy, kiedy są to niezwykle intratne zlecenia. Pamiętam z czasów, kiedy byłem prezesem NRA, dwa przypadki, gdy adwokaci pozostawali w relacji ze światem przestępczym. To skandal, na to zgody być nie może. Świat przestępczy nie może korzystać w swojej działalności z adwokatów.
Czy na sali sądowej musi ich bronić, powiedzmy, dziekan adwokatury?
Nie ma dwóch spraw takich samych. Do mnie przyszli ludzie w dramatycznej sprawie, kiedy świadek koronny odwołał wszystko, co powiedział. Człowiek jest skazany na karę dożywotniego więzienia, świadek koronny mówi, że to wszystko nieprawda. Przychodzi rodzina i dylemat... To już nie jest obrona człowieka, który się przyznaje, i trzeba szukać okoliczności łagodzących, tylko jest białe albo czarne.
Czy to dobre przykłady dla młodych? Czy profesja nie cierpi na tym? Ślubujecie dbać o wizerunek korporacji?