To nieprawda, że sala sądowa to tylko teatr – zwłaszcza dla adwokatów. Wiele spraw przeżywają oni równie mocno jak podsądni, uciekają się do modlitwy, o czym mówią chętniej, ale nieobce są im też przesądy.
19 października mec. Ewa I. miała znakomite wystąpienie przed Sądem Najwyższym i sprawę wygrała, ale powiedziała jeszcze przed wyrokiem, że przed chwilą modliła się, a w trakcie przemówienia miała rękę oplecioną różańcem.
Nie demonstrowała tego, ale demonstracji też w sądzie nie brakuje. – Wiem, że niektórzy sędziowie lubią graficzne prezentacje, staram się więc je w trakcie przemówienia przedstawiać. Wykres pokazujący np. jakieś tendencje na rynku trafia do przekonania sędziów lepiej niż suche słowa – uważa adwokat Elżbieta Traple, profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Są też demonstracje mniej merytoryczne. O jednej opowiada adwokat Piotr Nowaczyk: – Dobrze jest zabrać ze sobą na salę rozpraw kogoś wyjątkowego, posadzić na widowni kogoś sławnego, lubianego albo bardzo oryginalnego. Jeden z moich znajomych na rozprawę w San Francisco sprowadził czarowników z Nowej Gwinei. Chodziło o uchylenie wyroku arbitrażowego dotyczącego budowy drogi przez stare cmentarzysko na ich terytorium. Pomogło. Wyrok został uchylony.
Mecenas, który zapomniał togi, nie chciał wystąpić w pożyczonej, udał więc chorego