W prokuraturze brakuje rąk do pracy. Wolnych pozostaje blisko 500 etatów, najwięcej w rejonie – 284, w prokuraturach okręgowych 69, a regionalnych 39. Tymczasem spraw przybywa. Tylko do rejonu w 2016 r. wpłynęło 800 tys. spraw. Tam też średnio miesięcznie każdemu śledczemu przybywa 14 nowych spraw. To dużo, a prokuratorzy i tak twierdzą, że statystyki wypaczają rzeczywistość, bo spraw jest dużo więcej.
Co miasto, to miasto
Oficjalnie nie wszyscy śledczy chcą mówić o warunkach pracy. Twierdzą, że jest źle, gorzej, niż było kilka lat temu. – Wielka reforma nie zdała egzaminu. Posypały się awanse do regionu, ale prokuratury rejonowe nie zostały wzmocnione – tłumaczy nam jeden z warszawskich prokuratorów. Kiedy słyszy dane podawane przez Prokuraturę Krajową, mówi wprost: – To nieprawda. Nie 14, tylko grubo ponad 30 spraw przybywa nam każdego miesiąca.
Może tak jest tylko w stolicy?
Prokurator Mateusz Wolny z Prokuratury Rejonowej w Bielsku-Białej zaprzecza.
– Nie ma nic gorszego niż wiara w statystyki. Do tej pory nie ma żadnego sytemu rozróżnienia między prokuraturą małych miasteczek a jednostkami miejskimi i wielkomiejskimi – twierdzi. Dodaje też, że być może Warszawę doetatyzowano, ale takie jednostki jak w Bielsku-Białej czy Katowicach już niekoniecznie.