Prokuratura twierdzi, że podsłuchiwanych było kilkadziesiąt osób ze świata polityki i biznesu. Trzyma się wersji, zgodnie z którą potajemnie mieli je nagrywać Łukasz N. i Konrad L., pracownicy warszawskich restauracji. Czynić to mieli w porozumieniu z biznesmenem z branży węglowej Markiem Falentą i jego szwagrem Krzysztofem R. Wszyscy mają status podejrzanych.
Według informacji „Rz" śledczy uważają, że kelnerzy sprzedali nagrania łącznie za ponad 100 tys. zł (znaczna większość tej kwoty miała trafić do N.).
Zobacz specjalny raport: Afera taśmowa
Falenta (podobnie jak R.) zaprzecza, by im płacił, i odcina się od udziału w aferze. – Prokuratura nie udostępniła nam żadnych zebranych materiałów, co najprawdopodobniej wskazuje na to, że mocnych dowodów brak – mówi „Rz" mec. Grzegorz Radwański, adwokat Falenty.
Jak podała wczoraj prokuratura, N. miał nagrywać od lipca zeszłego roku, a Konrad L. od września. Skończyli w tym miesiącu (obaj przyznali się do zarzucanych im czynów). Grono podsłuchiwanych było imponujące: politycy, biznesmeni, byli i obecni funkcjonariusze publiczni. Skąd to wiadomo? – W różnych miejscach zabezpieczono wiele nośników – mówi prok. Renata Mazur, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. Śledczy nie zdobyli nagrań wszystkich rozmów. O niektórych wiedzą tylko z wyjaśnień N. i L.