Przedwojenny świat Hanki Ordonówny z całą swą elegancją jest w tej sztuce tylko wspomnieniem.
Wraca do niego główny bohater pan Kazimierz. Chory na raka żyje głównie przeszłością i mocno strzeże do niej dostępu. Ale jego życie to nie tylko wspomnienia. Częstym gościem jego niewielkiego mieszkanka jest Patrycja (Monika Frączek), dawna tancerka erotyczna. Dla niej wizyta u pana Kazimierza to rodzaj oczyszczenia, wyraz tęsknoty do świata prawdziwych wartości. Co ciekawe, oboje doskonale czują się w swym towarzystwie. I to mogłoby być osią samej sztuki.
Niestety, Przemysław Wojcieczek zamiast skupić się na tych dwóch postaciach, postanowił dopisać kolejne trzy. Spotykamy więc jeszcze Pana Eryka (Tomasz Kot), który dla głównego bohatera jest utrapieniem. Ciągle nęka go wizytami i sprawdza, czy starszy pan prawidłowo się odżywia i nie „chomikuje“ jakiegoś deseru, który na pewno zaszkodzi jego zdrowiu. Kolejnym intruzem jest młoda, naiwna, choć pełna oddania wolontariuszka (bardzo dobra rola Hanny Konarowskiej). Żadna jednak z tych postaci nie dorównuje Kubie (Piotr Borowski), szalonemu lekarzowi o temperamencie i duszy argentyńskiego tancerza. Jest jak bohater z taniego kabaretu.Nagromadzenie postaci nie tylko nie służy przejrzystości samej sztuki, ale również jest dowodem pewnej nieporadności Wojcieszka jako dramaturga i reżysera. Uznał on zapewne, że skoro nie ma pomysłu na dramaturgiczne zamknięcie poszczególnych scen, to przerywnikami będą właśnie Eryk i Kuba, pojawiający się i znikający niepostrzeżenie niczym reklamy podczas projekcji filmu w telewizji. Atut tego przedstawienia to Stanisław Brudny w roli pana Kazimierza. W jego ujęciu bohater – człowiek z wyrokiem – stroni od taniego sentymentalizmu, potrafi walczyć o swoje racje. I prawo do życia w tym brutalnym świecie.
Szkoda tylko, że ten przedstawiony świat jest taki trywialny.
„Miłość ci wszystko wybaczy”