Rz: Kończy pani film dokumentalny „Będę tu“ zrobiony w ostatnich dniach przed Pałacem Prezydenckim. TVP 1 ma go pokazać już w tę niedzielę.
Ewa Stankiewicz:
Chciałam stworzyć obraz, który pokaże to, co się naprawdę przed pałacem dokonuje. „Faktom“ czy „Wiadomościom“ pewnie trudniej to uchwycić, zresztą ludzie nie mają zaufania do mediów. Każdy przyszedł tam po zupełnie coś innego. Nikt ich tam nie zwoływał i to jest naprawdę piękne. Kiedy wracam stamtąd, cieszę się, że tacy jesteśmy.
Skąd taka potrzeba gromadzenia się w jednym miejscu w obliczu tragedii?
To jakiś instynkt wewnętrzny, pospolite ruszenie. Razem łatwiej przeżyć ból, dowiedzieć się, co się stało, co będzie dalej. Wielu ludzi przychodzi po prostu zapalić świeczkę, bo czują, że tak trzeba. Inni chcą pożegnać prezydenta, oddać mu hołd i wyrazić szacunek. Wielu młodych mówiło mi, że przychodzą przeprosić go za to, że dali się zmanipulować mediom. Trudno w tych dniach to wytłumaczyć, ale za życia Lech Kaczyński był przez media zaszczuty. Zmasowana manipulacja w przekazach medialnych ostatnich lat niepokoi i każe się zastanawiać nad dojrzałością wolności słowa w Polsce. Dopiero teraz się okazuje, że są zdjęcia, które pokazują prezydenta w pozytywny sposób, że można mówić o jego zasługach. Ludzie to zauważyli i chcą go przeprosić. Była dziewczyna, która stała „w intencji“ prezydenta, a jak weszła do pałacu, ustawiła się jeszcze raz, „w intencji“ jego małżonki.