Hiszpanie chcą się rozprawić z mundialową przeszłością

Paragwaj - Hiszpania. Przed Hiszpanią najbardziej zdradliwa rafa mundialu. Ćwierćfinał, do tego z najeżonym kolcami Paragwajem

Publikacja: 03.07.2010 03:03

Kibic hiszpańskiej drużyny

Kibic hiszpańskiej drużyny

Foto: AFP

Los cuartos – tak się nazywa przeszkoda, o którą się zwykle rozbijały marzenia. Nieważne, czy drużyna się wcześniej męczyła czy zachwycała. Przychodził ćwierćfinał i świat się sprzysięgał przeciw niej. A to Belgowie w Meksyku lepiej strzelali karne, a to sędzia w USA nie widział, jak Mauro Tassotti rozbija w polu karnym twarz Luisowi Enrique, a w Korei przerywał im co drugą akcję odgwizdując spalone, których nie było. Są tylko dwie wielkie kultury futbolu, których nigdy nie koronowano na mistrzów świata, holenderska i hiszpańska. Ale Holendrzy mieli przynajmniej dwa finały. Hiszpania najdalej doszła do półfinału, w 1950 roku w Brazylii. Gdy nie trzeba było grać ćwierćfinałów, bo do czołowej czwórki awansowali zwycięzcy grup.

Dziś na Ellis Park do walki o awans stanie to pokolenie, które nawet klątwy “Los cuartos” jeszcze nie zna, bo cztery lata temu odpadło o rundę wcześniej. Hiszpania Luisa Aragonesa grała w Niemczech tak, jak dwa lata później w mistrzostwach Europy, ale akurat na mecz drugiej rundy wypadł dzień marnowania szans i wielkiego przebudzenia Zinedine’a Zidane’a.

Teraz z innym trenerem, ale aż ośmioma piłkarzami, którzy grali wtedy, a dziś są w podstawowym składzie, Hiszpanie chcą się rozprawić ze swoją mundialową przeszłością. Pierwszy raz są zdecydowanym faworytem, grają z Paragwajem, który nigdy tak daleko nie zaszedł. Wierzą, że na tych mistrzostwach będzie odwrotnie niż zwykle: najgorzej na początku turnieju, a wesoło na końcu. Nie są w RPA rozpieszczani pochwałami, choć od porażki ze Szwajcarią wszystkie mecze wygrali. Najczęściej podają i atakują, ze wszystkich ćwierćfinalistów najrzadziej dopuszczają rywali do strzałów na swoją bramkę. Ale brakuje im goli. Choć w liczbie strzałów są tuż za najlepszą Argentyną, to bramek zdobyli dwa razy mniej.

Jak o nich napisała “Sueddeutsche Zeitung”, to już nie jest ten matador z Euro 2008, który dobijał byka szybkimi pchnięciami. Obecna Hiszpania woli go osaczyć i zmusić, żeby sam się poddał albo zrobił jeden fałszywy krok. Jak Portugalczycy w drugiej rundzie, gdy hiszpańskie statki obracały się przez godzinę wokół własnej osi, zanim David Villa nie dał sygnału: żagle w górę.

Jego gol uwolnił energię drużyny, a mecz uciszył krytyków. Vicente del Bosque pokazał, zdejmując Fernando Torresa i wprowadzając Fernando Llorente, że jednak potrafi robić zmiany, Xavi odpowiedział wątpiącym asystą i nagrodą piłkarza meczu. Sergio Busquetsowi, który sprawia że drużyna nie traci równowagi, też nagle przybyło wielbicieli.

Wróciła radość, nie euforia, bo Hiszpanie znają paragwajską pułapkę. Znajomość jest krótka, tylko z trzech meczów, ale wystarczy, by nie prosić o jeszcze. Dwa z tych spotkań zakończyły się bezbramkowymi remisami, eksportowym produktem Paragwaju, w trzecim, podczas mundialu w Korei, było 3:1 dla Hiszpanii. Z tak niewygodnym rywalem mistrzowie Europy jeszcze w RPA nie grali. Szwajcaria była oczywista w murowaniu bramki, Chile w kawaleryjskich atakach, Honduras po prostu słaby. A Paragwaj kusi grą podań, siłą ataku z Roque Santa Cruzem, Nelsonem Valdezem, Lucasem Barriosem, tylko że ci napastnicy nie strzelają goli, a z tyłu czeka najtwardsza obrona mundialu. Gotowa, gdy trzeba niszczyć futbol z takim zacięciem jak w 1/8 finału z Japonią, gdy trzeci remis Paragwaju w czterech meczach mistrzostw zakończyła bezbłędna seria rzutów karnych. Żeby tę zaporę pokonać, trzeba głowy, serca i mięśni. Inaczej karawele, nawet pod pełnymi żaglami, zawrócą do domu.

[i]Paweł Wilkowicz z Johannesburga[/i]

Los cuartos – tak się nazywa przeszkoda, o którą się zwykle rozbijały marzenia. Nieważne, czy drużyna się wcześniej męczyła czy zachwycała. Przychodził ćwierćfinał i świat się sprzysięgał przeciw niej. A to Belgowie w Meksyku lepiej strzelali karne, a to sędzia w USA nie widział, jak Mauro Tassotti rozbija w polu karnym twarz Luisowi Enrique, a w Korei przerywał im co drugą akcję odgwizdując spalone, których nie było. Są tylko dwie wielkie kultury futbolu, których nigdy nie koronowano na mistrzów świata, holenderska i hiszpańska. Ale Holendrzy mieli przynajmniej dwa finały. Hiszpania najdalej doszła do półfinału, w 1950 roku w Brazylii. Gdy nie trzeba było grać ćwierćfinałów, bo do czołowej czwórki awansowali zwycięzcy grup.

Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!