Witold Ziobro, brat europosła PiS, ma startować w wyborach parlamentarnych – taka pogłoska wstrząsnęła politykami Krakowa. Zamysł jest prosty: skoro były minister sprawiedliwości nie chce rezygnować z doskonałych diet w Parlamencie Europejskim, to na liście wyborczej zastąpi go jego młodszy brat, dobrze wykształcony pracownik europarlamentu. Gra jest warta świeczki, bo w 2007 roku Zbigniew Ziobro uzyskał najlepszy wynik w okręgu krakowskim i w ogóle w Polsce – 164 tys. głosów.
– Pomysł niezły, ale nic o tym nie słyszałem – mówi przyjaciel Ziobry Arkadiusz Mularczyk, poseł PiS. Do wyborów jeszcze osiem miesięcy, więc jest czas do finalnego rozstrzygnięcia kandydatury Witolda Ziobry.
Można być jednak pewnym, że partie powtórzą triki polegające na wystawieniu kandydata ze znanym nazwiskiem. Na przykład z nazwiskiem identycznym jak nazwisko popularnego polityka. Lub z takim samym, jakie nosi popularny kandydat konkurencji, aby uszczknąć mu głosów.
Ci, którzy układają listy wyborcze, powtarzają, że około 20 – 30 proc. polskich wyborców ostateczną decyzję, na kogo zagłosować, podejmuje dopiero w lokalu wyborczym. To znaczy, że wielka część elektoratu oddaje głosy niemal bezrefleksyjnie, kierując się np. magią nazwiska.
– My w PSL nie szukamy celebrytów. Podstawowym warunkiem jest to, czy kandydat jest w stanie zdobyć co najmniej tysiąc głosów – mówi szef Klubu PSL Stanisław Żelichowski. Ale i PSL nie jest odporny na magię nazwisk. W ostatnich wyborach samorządowych mandaty zdobyło kilku Pawlaków. Ale PSL jednocześnie jest ofiarą tej strategii. Obecny wiceminister skarbu Jan Bury reprezentuje województwo podkarpackie. W ostatnich wyborach PiS wystawiło tam własnego Jana Burego. Dostał się do parlamentu i od tej pory figuruje w sejmowych dokumentach jako Jan Bury syn Antoniego. A w ostatnich wyborach samorządowych swojego Jana Burego wystawił podkarpacki SLD.