Analizy, komentarze i przedmeczowe prognozy ciągną we włoskich dziennikach przez kilka, a w przypadku prasy fachowej nawet kilkanaście stron. Zdaniem fachowców Italia pod wodzą genialnego Andrei Pirlo (już padły porównania ze słynnym dyrygentem ArturoToscaninim) może ograć Niemców, więc duch w narodzie rośnie.
Futbolowa gorączka udzieliła się wszystkim. Nawet intelektualna, niezależna telewizja La 7 uraczyła we wtorek swoich widzów trzygodzinną dawką futbolu – obszernymi fragmentami historycznych włoskich wiktorii nad Niemcami.
Włosi, choć pewni swego, narzekają, że mieli dwa dni mniej na zregenerowanie sił niż Niemcy. Dopiero w ostatniej chwili będzie wiadomo, czy kontuzjowani Giorgio Chiellini i Daniele De Rossi będą mogli zagrać. Ze spekulacji wynika, że w ataku „SuperMario" Balotellemu towarzyszyć może mały, zwinny Toto' Di Natale, który strzelił bramkę Hiszpanom.
Trener Cesare Prandelli zapowiada walkę z otwartą przyłbicą: „Wolę stracić bramkę z kontrataku, niż przez 20 minut bronić się, umierając ze strachu". Wszyscy wzięli to za zapowiedź pełnej emocji futbolowej uczty. Najdalej zapędził się dziennikarz RAI, który anonsował mecz jako pojedynek między Rossinim a Mozartem, zapominając, że ten ostatni był Austriakiem (ten sam żurnalista przyłączył przedtem Republikę Irlandzką do Zjednoczonego Królestwa).
Bohaterką włoskich mediów stała się pani Antje Dippel, która jest mamą Riccardo Montolivo i Niemką. Wyznała, że będzie kibicować synowi, choć z ciężkim sercem. Jak ujawniła, gdy jej włoskiemu mężowi w kłótniach brakuje argumentów, wówczas pokazuje jej cztery palce jednej dłoni i trzy drugiej przypominając włoskie zwycięstwo nad Niemcami 4:3 w Meksyku (mundial 1970). Ten mecz obrósł taką legendą jak nasz remis na Wembley.