Piotr Kowalczuk z Rzymu
Nie było oblężenia Rzymu, nie było chaosu i milionowego tłumu. Wszystko przebiegło zgodnie z planem i wbrew sensacyjnym prognozom mediów. Okolice Watykanu wyłączono z ruchu, a przybywającym tłumem – około 200 tysięcy – sprawnie kierowały służby porządkowe. Było trochę zamieszania w centrum, gdy na uroczystość zjeżdżały 132 oficjalne delegacje państwowe, ale miasto funkcjonowało normalnie, a komunikacja miejska za darmo. Co więcej, po poniedziałkowych deszczach i wichurach, we wtorek rzymian przywitało bezchmurne niebo.
Przed mszą papież w jeepie krążył po placu pośród wiernych i w pewnym momencie kazał zatrzymać samochód. Zobaczył, że za barierką rodzina trzyma na rękach sparaliżowanego mężczyznę. Wysiadł z papamobile, podszedł do chorego, nałożył nań dłonie i pobłogosławił. Tłum obserwujący wydarzenia na wielkich telebimach przyjął gest papieża brawami.
Po ceremoniach – zejściu do grobu św. Piotra, nałożeniu paliusza i pierścieniu rybaka – papież, który o sobie mówi wyłącznie „biskup Rzymu", odczytał krótką, bo trwającą niespełna kwadrans homilię. Na te słowa wszyscy czekali z wielką ciekawością, spodziewając się, że Franciszek ogłosi program swego pontyfikatu. Papież powiedział, że rozumie misję swoją i Kościoła jako nieustanną opiekę nad wiernymi – z dyskrecją, pokorą, w całkowitym oddaniu. Dodał, że ten obowiązek dotyczy nie tylko chrześcijan i rozciąga się na całe stworzenie – środowisko dzieci, starszych, chorych.
Rządzącym papież powiedział: „Nie pozwólmy, by znaki zniszczenia i śmierci towarzyszyły naszemu światu. Pamiętajmy, że nienawiść, zazdrość i pycha zanieczyszczają życie". Przypomniał, że prawdziwym sensem władzy jest służba.