Kobieta w Powstaniu Warszawskim. To temat właściwie bardzo słabo znany" – mówi Halina Jędrzejewska, jedna z jedenastu bohaterek książki Anny Herbich „Dziewczyny z powstania". Książka od kilku miesięcy nie schodzi z list bestsellerów, sąsiadując z popularnymi kryminałami, wyznaniami telewizyjnych celebrytów i najnowszą powieścią Paulo Coelho. Po latach sporów o sens Powstania Warszawskiego i bilans czynu zbrojnego Polaków w II wojnie światowej, pisanych na ogół z perspektywy sztabowców, historyków i publicystów, doczekaliśmy się wreszcie książek, których autorki koncentrują się na kwestiach dotąd pomijanych milczeniem bądź spychanych na dalszy plan i ukazują je z nowej perspektywy. To przede wszystkim kwestia udziału kobiet w zbrojnym podziemiu, a także losu ludności cywilnej.
Kapitulacja. „Byłam taka zadowolona"
Te dwa wątki nierzadko splatają się, tak jak to ma miejsce w powstańczej biografii Haliny Wiśniewskiej. 1 sierpnia 1944 roku na kilka godzin przed godziną W Wiśniewska, wtedy 22-letnia łączniczka Armii Krajowej, urodziła syna. Jej opowieść o dwóch miesiącach walki o życie małego Stasia to wyjątkowy przykład całkowicie odmiennego rozumienia pojęcia heroizmu.
Halina Wiśniewska przeżyła powstanie dosłownie z dzieckiem na rękach. Mąż, dowódca barykady w Śródmieściu, zniknął z domu kilka godzin po porodzie. Po paru dniach przysłał kartkę, z której wynikało, że kompletnie nie zdaje sobie sprawy z gehenny swoich bliskich. „Czytałam to kilka razy z rzędu z niedowierzaniem – wspomina Wiśniewska. – My każdego dnia walczyliśmy o przetrwanie, o życie. Jego dziecko umierało z głodu, ja byłam półprzytomna po porodzie. Miasto obracało się w gruzy, trup się sypał gęsto. A u nich w oddziale nastroje pierwszorzędne...".
Rozmówczyni Anny Herbich bez ogródek opowiada o zmianie nastawienia cywilów do żołnierzy Armii Krajowej: „Na początku rzucano im się na szyję i patrzono z podziwem. Potem już tylko złorzeczono". Mąż jeszcze pod koniec września zapewniał ją, że „zwycięstwo jest tuż-tuż. I dalej opowiadał podobne dyrdymały. Był cały naszpikowany tym, co im tam wmawiano. A przecież musiał widzieć, co się dzieje. Jak straszliwa jest to klęska". Kilka dni później przyszedł załamany i powiedział, że będzie kapitulacja. „Byłam taka zadowolona! – wspomina Wiśniewska. – Dożyliśmy tego momentu! Staś dożył!".
Halina Wiśniewska była w II Batalionie Szturmowym „Odwet" – gdyby nie ciąża i poród, walczyłaby wraz z mężem, z bronią w ręku. Wtedy być może wspominałaby powstanie tak, jak jej 18-letnia imienniczka Halina Jędrzejewska. Dziesiątego dnia powstania ta filigranowa dziewczyna, która na zdjęciach z epoki wygląda nawet kilka lat młodziej, po prostu jak dziecko, ratowała postrzelonego kolegę z oddziału. Kiedy kilku cywilów odmówiło niesienia rannego, „odbezpieczyłam broń i wycelowałam w nich. – Albo go niesiecie, albo strzelam w łeb – powiedziałam. (...) Czy gdyby wtedy nie posłuchali, to strzeliłabym? Tak, strzeliłabym", odpowiada bez wahania 88-letnia Halina Jędrzejewska.