Przemysław Prekiel: Nie podcinać skrzydeł lewicy

Włodzimierz Czarzasty i Adrian Zandberg mogą w połowie października nieco zamieszać.

Publikacja: 20.09.2023 03:00

Włodzimierz Czarzasty, Adrian Zandberg Autor 	Marian Zubrzycki

Włodzimierz Czarzasty, Adrian Zandberg Autor Marian Zubrzycki

Foto: PAP, Marian Zubrzycki

Walcząca o podium w wyborczym wyścigu Lewica nie ma dobrej prasy wśród lewicowych dziennikarzy i publicystów. Mocno krytyczne stanowisko zajęło ostatnio dwóch znaczących komentatorów: Jerzy Domański, redaktor naczelny „Przeglądu”, oraz Rafał Woś z Salonu 24. Ten pierwszy nie widzi sensu jej funkcjonowania, drugi jest pewny, że Lewica w nadchodzących wyborach polegnie.

Czytaj więcej

Nowy sondaż: PiS na czele, Lewica na podium, Konfederacja za Trzecią Drogą

Trzeciemu w bipolarnej polityce jest niezwykłe trudno. Musi znaleźć swoją przestrzeń, niekiedy nawet niszę, w której się odnajdzie i może skutecznie funkcjonować, odwołać się do konkretnej grupy docelowej, być jej rzecznikiem, stworzyć mechanizmy propagowania tych idei. Przez wiele lat naturalnym sojusznikiem dla lewicy była klasa robotnicza. To o tę grupę społeczną biło się wielu polityków, publicystów, samorządowców. To się zmieniło po 1989 roku, gdy lewica uległa czarowi neoliberalnej utopii, przykładając rękę do wielu antyspołecznych rozwiązań. Obecnie stara się ona reprezentować wiele grup społecznych, w tym pracowników różnych branż. Posłanki i posłowie Lewicy uczestniczyli w wielu protestach, akcjach solidarnościowych, blokując eksmisje ludzi wyrzucanych na bruk. Podcinanie im skrzydeł w momencie, gdy toczą obecnie trudny bój o jak najlepszy wynik wyborczy, jest niepojęte i niezrozumiałe. Ale po kolei.

Lewica bez zaplecza

Redaktor Jerzy Domański zadaje pytanie o to, ile nazwisk polityków Lewicy potrafimy wymienić. Od razu odpowiada: garstkę. Nie jestem co do tego przekonany, wydaje mi się, że jest ich znacznie więcej, ale to kwestia indywidualnej oceny. Były prezes PZPN pisze dalej, iż hasła, które wszyscy powtarzają za Czarzastym, to: „Mamy apetyt na władzę” i „Będziemy rządzić albo współrządzić”. Nie widzę w tym jednak nic złego, każda partia polityczna bowiem dąży do objęcia władzy albo uczestnictwa w niej. Być może, gdyby lewica mogła współdecydować za państwo, pan redaktor potrafiłby wymienić więcej nazwisk polityków Lewicy?

Czytaj więcej

Krzysztof Janik: Lewica, ale jaka

Tygodnik „Przegląd”, który od lat należy do niszowej grupy polskiej prasy, pisząc o sprawach ważnych, bez patosu, porusza sprawy najbardziej istotne dla lewicowego czytelnika, zmusza do krytycznego myślenia, jest ważnym elementem debaty. Przez ostatnie lata dość istotnie redakcja wspierała zarówno Unię Pracy, jak i jej lidera, Waldemara Witkowskiego. Ma do tego prawo. Lider Unii Pracy jest dziś kandydatem Lewicy do Senatu. Liczę, że zyska on wsparcie od szanownej redakcji. To wyłącznie środowisko Lewicy zatroszczy się o należytą pamięć czasów PRL, która dominuje na łamach „Przeglądu”. Nikt inny.

Redaktor Domański zwrócił uwagę na upadek „Trybuny”, która od kilkunastu lat miała różne problemy i zawirowania. Tu ma jednak rację. Znacząca siła polityczna, jaką jest i chce być nadal Lewica, powinna budować własne zaplecze medialne. Bez tego liderzy lewicy skazani będą na zaproszenia do rządowej TVP, gdzie otoczy ich masa zależnych od władzy dziennikarzy lub mediów liberalnych, gdzie kwestie socjalne są synonimem bolszewizmu. Lewica powinna z tego wyciągnąć wnioski.

Kłopotliwy koalicjant

Dużo cięższe działa wytoczył red. Rafał Woś, który ma pewność, iż Lewica „zaliczy katastrofalną porażkę”. Kampania wyborcza w zasadzie się rozpędza, a zmieniające się sondaże nie są na razie wyznacznikiem politycznego barometru. Im bardziej topnieć może poparcie dla PiS, w wyniku afer, które zapewne dopiero się rozpędzają, część umiarkowanego elektoratu tej partii może zwrócić się w stronę Lewicy, dla której sprawy socjalne i państwa opiekuńczego są elementem tożsamości. Z pewnością ci zawiedzeni wyborcy nie zwrócą się w stronę Konfederacji, która hołduje zasadom darwinizmu społecznego lub znienawidzonego w elektoracie PiS Donalda Tuska.

Redaktor Woś zdaje się zapominać, że Czarzasty Lewicę odrodził, czy to się komuś podoba czy nie, zdobył mandat wśród członkiń i członków partii, przeprowadził przez polityczny czyściec, jakim była trudna działalność pozaparlamentarna, i wrócił do Sejmu w koalicji z Wiosną i Razem. Słusznie jednak zauważa, że Donald Tusk, jako rasowy polityk, potrafi liczyć i może w ostateczności, mając do wyboru Konfederację lub Lewicę, wybrać Brauna zamiast Zandberga. W końcu, jak przyznał Jan Grabiec, politycy tej partii „mają czasami ciekawe pomysły” dotyczące gospodarki i podatków.

Dla lidera PO koalicja z Lewicą byłaby mocno kłopotliwa, bo ta blokowałaby skutecznie antyspołeczne posunięcia niezrealizowane od czasów KLD. To w końcu nikt inny jak PiS odciął skutecznie kandydaturę Piotra Ikonowicza, szanowanego zapewne przez redaktora Wosia, na rzecznika praw obywatelskich. Ani jedna posłanka i żaden poseł PiS nie zagłosował za kandydaturą byłego lidera PPS, obrońcy praw lokatorów. Tymczasem to 12 posłanek i posłów z Koalicji Obywatelskiej głosowało za kandydaturą Piotra Ikonowicza.

Redaktor Woś pisze w końcu, że kwestie obyczajowe dominują w przekazie Lewicy nad sprawami pracowniczymi. Zapewne tak jest, taka jest dziś bowiem struktura elektoratu, zwłaszcza młodszego, ale sprawy pracownicze zajmują w programie Lewicy poczesną rolę. Wizyta Zandberga i Czarzastego w czerwonym Wiedniu i podpatrzenie, jak udało się tam zbudować kilkaset tysięcy tanich mieszkań na wynajem, będzie próbą przeniesienia tego na polską rzeczywistość.

Kto się potknie

Budowa mieszkań jest dziś kluczowym elementem programu Lewicy. Pierwsze kilkanaście punktów programu Lewicy to właśnie kwestie praw pracowniczych, takie jak godne i stabilne zatrudnienie, równa płaca bez względu na płeć, wynagrodzenie na zwolnieniu lekarskim równe 100 proc. płacy, silne związki zawodowe, zwiększenie budżetu i znaczenia Państwowej Inspekcji Pracy, wzmocnienie roli sektora publicznego, tak aby państwo i samorząd były najlepszymi pracodawcami, wyższe płace itd.

Im lepszy wynik Lewicy, tym większa gwarancja, że to ona zastąpi Konfederację przy rządowym stoliku, a partia Brauna, Mentzena i Bosaka, która miała ten stolik przewrócić, po prostu się o niego potknie. Ku wielkiej radości klasy robotniczej.

Autor jest publicystą, politologiem, napisał biografię Stanisława Dubois i Ludwika Cohna

Walcząca o podium w wyborczym wyścigu Lewica nie ma dobrej prasy wśród lewicowych dziennikarzy i publicystów. Mocno krytyczne stanowisko zajęło ostatnio dwóch znaczących komentatorów: Jerzy Domański, redaktor naczelny „Przeglądu”, oraz Rafał Woś z Salonu 24. Ten pierwszy nie widzi sensu jej funkcjonowania, drugi jest pewny, że Lewica w nadchodzących wyborach polegnie.

Trzeciemu w bipolarnej polityce jest niezwykłe trudno. Musi znaleźć swoją przestrzeń, niekiedy nawet niszę, w której się odnajdzie i może skutecznie funkcjonować, odwołać się do konkretnej grupy docelowej, być jej rzecznikiem, stworzyć mechanizmy propagowania tych idei. Przez wiele lat naturalnym sojusznikiem dla lewicy była klasa robotnicza. To o tę grupę społeczną biło się wielu polityków, publicystów, samorządowców. To się zmieniło po 1989 roku, gdy lewica uległa czarowi neoliberalnej utopii, przykładając rękę do wielu antyspołecznych rozwiązań. Obecnie stara się ona reprezentować wiele grup społecznych, w tym pracowników różnych branż. Posłanki i posłowie Lewicy uczestniczyli w wielu protestach, akcjach solidarnościowych, blokując eksmisje ludzi wyrzucanych na bruk. Podcinanie im skrzydeł w momencie, gdy toczą obecnie trudny bój o jak najlepszy wynik wyborczy, jest niepojęte i niezrozumiałe. Ale po kolei.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wybory
Wybory samorządowe 2024: Oficjalnie: Jacek Sutryk musi walczyć w II turze
Wybory
Wybory samorządowe 2024: PiS w siedzibie partii świętuje sukces. Na scenie pojawił się Jacek Kurski
Wybory
Wybory samorządowe 2024: PiS wygrywa w kraju, ale traci władzę w województwach
Wybory
Wybory samorządowe 2024. Jarosław Kaczyński: Nasze zwycięstwo to zachęta do pracy, a chcieli nas już chować
Wybory
Wybory samorządowe 2024: Frekwencja do godziny 17 niższa niż pięć lat temu