Na sali rozpraw są właściwie tylko jeden oskarżony i dyżurni obrońcy. Do tej sytuacji doprowadził jeden z ok. 30 oskarżonych (Marcin B.), który skorzystał z proceduralnego uprawnienia, zmuszając sąd i innych uczestników do tego nietypowego procedowania.
Zgodnie z art. 394 § 2 [link=http://www.rp.pl/aktyprawne/akty/akt.spr;jsessionid=F8BBBFAFEEE6816B26497E9FB82EDCC2?id=74999]kodeksu postępowania karnego[/link] „protokoły i dokumenty podlegające odczytaniu na rozprawie można uznać bez ich odczytania za ujawnione”, ale należy je odczytać, jeżeli którakolwiek ze stron o to wnosi. Taki wniosek złożył właśnie Marcin B.
[srodtytul]Odczytywanie akt[/srodtytul]
– Pewnie ten czy ów prawnik powie, że tym wnioskiem chce zamęczyć sędziego, ale formalnie ma do tego prawo – wskazuje adwokat Marek Gromelski, jeden z licznych obrońców z urzędu w tej sprawie.
Faktem jest, że sąd kartka po kartce musi odczytywać 220 tomów akt prokuratorskich, np. kto do kogo i kiedy co powiedział, czy jeszcze gorzej: kolejne numery fabryczne sprzętów AGD ukradzionych z kolejnego tira.