Prezes Narodowego Banku Polskiego prof. Marek Belka opublikował analizę proponowanych przez rząd zmian w systemie emerytalnym („Nie poszukujmy straconego czasu", „Rz" z 18 lutego; tekst równolegle ukazał się w „Gazecie Wyborczej"). Uważa on, że wskutek ograniczenia prywatyzacji oraz finansowania reformy ze środków budżetowych nastąpił wzrost kosztu fiskalnego reformy. Skrytykował także konstrukcję minimalnej wymaganej stopy zwrotu, co jego zdaniem doprowadziło do tego, że otwarte fundusze emerytalne inwestują przede wszystkim w skarbowe papiery wartościowe i akcje notowane na giełdzie.
W efekcie, zdaniem prezesa NBP, „powstał więc finansowy dziwoląg, który zamiast inwestować w długoterminowe aktywa napędzające rozwój gospodarki, pakował pieniądze w skarbowe papiery i giełdowe akcje". Słusznie zauważa on, że zmiany w systemie emerytalnym proponowane przez rząd nie zastąpią konsolidacji fiskalnej. Uważa jednak, iż „spowolnienie tempa narastania długu za cenę czasowych dostosowań w systemie transferów do OFE jest poważną opcją godną rozważenia". Jednocześnie proponuje wypracowanie listy spraw wymagających rozwiązania, uważając, że nadszedł czas na zmiany w systemie emerytalnym.
Chybione tezy
Trudno zgodzić się z tymi propozycjami. Wbrew tezie prezesa NBP system OFE nie jest finansowym dziwolągiem. Zarówno akcje notowane na GPW, jak i skarbowe papiery dłużne są w pełni usprawiedliwionymi instrumentami, w które OFE powinny inwestować.
To właśnie giełda jest tym miejscem, na którym inwestorzy mający kapitał, tacy jak OFE, mogą zainwestować środki w długoterminowe aktywa napędzające rozwój gospodarki. Notowanie akcji na giełdzie zapewnia maksymalną przejrzystość wyceny oraz inwestycji.
Emitenci papierów wartościowych dopuszczonych do obrotu na giełdzie obowiązani są do pełnego informowania o swojej sytuacji. W konsekwencji inwestorzy mają równy dostęp do informacji, które na rynku efektywnym wpływają na wycenę posiadanych przez nich papierów wartościowych.