Na odszkodowanie za stracony rok w studiach raczej nie ma szans, trudno byłoby jej wykazać przesłanki odpowiedzialności odszkodowawczej, przede wszystkim szkodę i jej wysokość.
Portal Onet.pl doniósł o perypetiach Karoliny O, studentki, z Krakowa, która chciała napisać jeszcze raz maturę, aby uzyskać lepszy wynik i dostać się na inny kierunek, ale w połowie czerwca zadzwonili ze szkoły, że jej matura zaginęła. Dostała dwie propozycje aby w ciągu kilku dni napisała ją jeszcze raz, ale nie przystąpiła, z powodu krótkich terminów i innych obowiązków. - Teraz zostaje mi tylko rekrutacja przyszłoroczna, choć niczym nie zawiniłam - mówi Karolina O. portalowi, i rozważa kroki prawne. - To sytuacja losowa, mamy udokumentowane przyjęcie pracy, ale jej nie ma - mówi z kolei dyrektor dyrektor Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej w Krakowie, dodając, że było im przykro i przeprosili Karolinę O.
Jakie ma szanse na drodze prawnej?
W rozporządzeniu określającym przebieg matur nie ma przepisów regulujących tzw. odtwarzanie akt, zresztą byłoby to bez sensu, bo treść tych „akt" jest nie do odtworzenia. Jedyną możliwością jest ponowne przeprowadzenie egzaminu w części, która zaginęła, co zresztą zostało zaproponowane. Sprawa nie podlega zatem drodze administracyjnej tj. odwołaniu się do wyższego organu, potem sądu administracyjnego. Mamy natomiast z pewnością sprawę cywilną - o odszkodowanie, a tym bardziej o zadośćuczynienie za krzywdę wywołaną ponownym stresem egzaminacyjnym.
Zdaniem adwokata Grzegorza Kuczyńskiego, typowy sędzia pewnie pamięta jeszcze stres związany z egzaminami, więc raczej wykrzesi dostatecznie dużo empatii, by jakieś zadośćuczynienie zasądzić. Nie będzie to jednak więcej niż kilka tys. zł. Tym na bardziej, że potencjalny pozwany przyznał się do błędu o i przeprosił, zatem cześć uszczerbku naprawił.