Krzysztof Rawa z Londynu
Pierwszy tydzień minął, Agnieszka Radwańska skończyła go ze wspaniałym bilansem: sześć setów wygranych, zero przegranych, gemy: 36–12. Krótki mecz trzeciej rundy z Casey Dellacquą szybko zniknie w archiwach, wynik 6:1, 6:4 też, w pamięci widzów pozostanie tylko pościg Polki od 0:4 do 6:4 w drugim secie.
Wielka Petra Kvitova powinna była w sobotę zdmuchnąć z kortu centralnego Jelenę Janković i w poniedziałek zagrać przeciwko Agnieszce. Nie zdmuchnęła i nie zagra. Porażka Czeszki nadeszła zaskakująco nagle, w połowie drugiego seta. Nogi ciężkie, serwis niepewny, odbicia spóźnione, piłki w lesie. Serbka po kolejnych wymianach zaczęła się uśmiechać pod nosem, zamiast znanej pozy – skrzywień, narzekań i wątpliwości – wzrok jasny, mina pewna. W decydujących chwilach meczu wystarczyło utrzymywać własny serwis i czekać na wpadkę Kvitovej. Znów mamy wimbledońską niespodziankę, która także dla polskich kibiców znaczy wiele.
Wiadomo, że mecz z Petrą byłby zupełnie inny niż ten, który będzie z Jeleną. Pomijając bilanse spotkań Radwańskiej z tymi tenisistkami (2–5 z Czeszką, 5–3 z Serbką, z którą na trawie nie grały), sposób gry Janković zmienia wiele w ocenie szans Agnieszki. Nie będzie bombardowania, leworęcznych serwisów, nie będzie zagrań nie do obrony, tylko walka taktyczna, dużo kontrataków oraz sporo tenisowej chytrości.
Dla Radwańskiej to raczej dobrze, bo pewnie Petra nie zagrałaby drugi raz tak źle jak w sobotę. Jej trener David Kotyza z Prościejowa, gdzie Agnieszka u boku Petry gra czasem w czeskiej lidze, wiedziałby świetnie, jak zmusić Polkę do odwrotu. W tej sytuacji nie wypada narzekać, że Radwańska wyjdzie w poniedziałek na kort nr 3 przeciw Jelenie. Choć trener Tomasz Wiktorowski ostrzega: – Janković ma jeden z najlepszych bekhendów w kobiecym tenisie, szczególnie dobrze kieruje piłki wzdłuż linii. Agnieszka musi neutralizować to zagranie, a także przejmować inicjatywę, być krok z przodu.