Wydawało się, że płynie gdzieś ponad ziemią, miał swój świat – opowiada Maryla Rodowicz. Grechuta pochodził z Zamościa, ale po jego urodzeniu rodzice wyjechali pod Warszawę w poszukiwaniu pracy. Dzieciństwo w pięknym domu w Chylicach wspominał cale życie. Tam uczył się gry na fortepianie. Do Krakowa przyjechał, by studiować architekturę.
Profesorowie lubili go, nawet wówczas, gdy coraz mniej poświęcał się nauce, a coraz bardziej kabaretowi Anawa, który współtworzył m.in. z Janem Kantym Pawluśkiewiczem. Żonę poznał w sylwestra z 1967 na 1968 rok, w zimny ranek. Zaprosił ją na występ Anawy. I odtąd byli nierozłączni. – Żyłam w przekonaniu, że się razem zestarzejemy – mówi pani Danuta (na zdjęciu obok pomnika Marka Grechuty).
Piękne lata spędzili w krakowskim mieszkaniu Na Szlaku. Odbywały się tam całonocne spotkania przyjaciół przy brydżu, hulanki, a czasem i nocne powroty do domu Grechuty, kiedy o swoim przybyciu zawiadamiał, gwiżdżąc pod balkonem którąś ze swoich piosenek.
Jednocześnie uciekał z przyjęć, gdy gęstniała atmosfera, nie przepadał za alkoholem. Lubił za to dobrze zjeść i w jednej z restauracji regularnie jadał ulubioną kaczkę po krakowsku. Andrzej Sikorowski wyjawia, że pozaartystyczną pasją Marka Grechuty był sport. Najlepiej jednak czuł się w roli kibica, potrafił przełożyć koncert, by obejrzeć ważną sportową imprezę.
Po ciężkim wypadku samochodowym zaczął malować. Potem zaczęła się jego choroba, która coraz bardziej oddalała go od życia.