Realizm ballad australijskiego kompozytora, autora tekstów, prozaika i dramaturga budzi grozę. Jak słusznie zauważono: w ukazywaniu okrucieństwa i głupoty zbrodni, a także bezsensu śmierci i tragizmu życia Cave poszedł dalej niż Brecht, Genet, Waits i Kosiński.
Kiedy sięgnąłem do Internetu, by poszukać kilku najczęściej używanych cytatów Cave’a, większość poprzedzona była ostrzeżeniem: „w tej części znajdują się słowa powszechnie uznawane za wulgarne”.
Australijski twórca, mówiąc o tym, że żyjemy w czasach, kiedy zbrodnia i okrucieństwo jest czymś „przerażająco powszechnym”, stosuje terapię szokową. Pamiętam, jak przed laty w duecie z Kylie Minogue wykonywali piosenkę o niewinnym chłopcu, który na jednym ze spotkań z ukochaną pokazał jej dzikie róże, po czym twierdząc, że wszystko, co piękne musi umrzeć… kamieniem roztrzaskał jej głowę.
Pierwszą znaczącą prezentacją utworów Cave’a w Polsce był wieczór „Ballady morderców” zrealizowany w 1998 roku dla Przeglądu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu. Koncert wyreżyserowany przez Jerzego Bielunasa odniósł spory sukces. Od tamtego czasu grany był z dużym powodzeniem jako samodzielne przedstawienie, które dość szybko okrzyknięto kultowym. Okazało się, że te mroczne ballady mają wiernych odbiorców, a wielu młodych ludzi traktuje je jako próbę rozładowania napięć i odreagowania codziennych lęków.
Bielunas zdawał sobie sprawę, że autorska interpretacja Nicka Cave’a jest nie do podrobienia. Rozpisał więc koncert na głosy Kingi Preis (na zdjęciu) i Mariusza Drężka. Dało to ciekawy efekt. Kinga Preis w swoim wykonaniu doskonale łączy ekspresję z liryzmem. Słuchając Drężka, ma się czasem wrażenie, że to wokalista jakiejś grupy rockowej, który chce wykrzyczeć swą niezgodę wobec świata, a wszelkie wulgaryzmy akcentuje z niekłamaną lubością. Wielki atut tego koncertu to doskonałe tłumaczenia utworów dokonane przez Romana i Aleksandra Kołakowskich.