Trzeba jednak zapytać: a czego się, Helgo, Helmucie, Hermenegildo, spodziewaliście? Że lata spędzone na oglądaniu niemieckich kabaretów i programów rozrywkowych nie pozostawią śladu? Że można po dziesięć razy w tygodniu oglądać „Bawarczyków na polowaniu" na przemian z konkursem na Miss Jodłowania, i nikt się nie zorientuje, że po głowie wiatr hula jak od Jury Szwabskiej do kliniki w Schwarzwaldzie? Zresztą, niech zaświadczą autorytety. Kiedyśmy wam podesłali komiks niby o Chopinie, co wasi ludzie mówili? „Żeby zainteresować młodych Niemców Chopinem, trzeba zrobić z niego bohatera popkultury" – to wasza pisarka Stefanie Peter. „Nasza młodzież nie zna nawet niemieckich kompozytorów" – to profesor Dieter Bingen z Darmstadt. A nasz znawca waszych zwyczajów, profesor Jerzy Szyłak z Uniwersytetu Gdańskiego? „W Niemczech najlepsze komiksy są wulgarne. Mistrz gatunku Ralf König rysuje kopulujących gejów. W Niemczech inny komiks nie chwyci".
I pomyśleć, że wicemarszałek Niesiołowski twierdzi, iż polski rząd ma dziś tak dobre stosunki z Niemcami, jak za Ottona III. Niestety, nawet ten szalenie spokojny człowiek nie zapyta, co robi w komiksie o Chopinie zdanie, że ktoś „miał wejście jak Blake Carrington"? Co ma „Dynastia" do kompozytora? Albo „cweloholokaust" – czy to gatunek muzyczny, czy raczej nazwa pewnej epoki?
Niestety, megamózgom z „Gazety Wyborczej" udało się wmówić autorowi tego nieszczęścia, że popełnił arcydzieło. Chyba się wystraszył, że za chwilę dostanie Nobla esemesem, bo mówi tak:
„Pomysł zmielenia nakładu mnie przeraża. Zniszczona zostanie bardzo dobra publikacja. MSZ powinien ją wysyłać na festiwal komiksu w Europie!".
Na tę książeczkę składa się sześć fikcyjnych opowieści o Chopinie. Po co pisać fikcyjny życiorys wybitnego człowieka? Nie mądrzej byłoby za te pieniądze wydać komiks o życiu np. Adama Michnika albo wspomnianej już Angeli Merkel? W pierwszym przypadku bardziej uzasadnione byłoby inkrustowanie historii bluzgami, w drugim popularność w Niemczech przebiłaby nawet czytelnictwo „Złotych żniw" Grossa. Wyobrażacie sobie państwo, co by się rozpętało, gdyby wykorzystać znaną już z chopinowskiego komiksu kwestię: „Po co ta c...a tam stoi?" – w odniesieniu do którejś z proponowanych przeze mnie osób? Rysunkowi geje to przy tym Herr Pikuś.