[b]Po zakończeniu emisji dokumentu "Towarzysz Generał" zapraszamy do dyskusji [link=http://blog.rp.pl/feusette/2010/02/01/kim-jest-general/]na blogu[/link][/b]
Generał Jaruzelski nie jest bohaterem mojej bajki. Przeciwnie, w latach 80. rysowałem jego portrety na murach, opatrując je niecenzuralnymi epitetami. Był dla mnie wtedy wrogiem publicznym nr 1. „Komuchem”, który w imię własnych interesów zaprzepaścił w 1980 roku wielką szansę, a potem kłamał o konieczności wprowadzenia stanu wojennego. Nigdy nie nazwałbym go człowiekiem honoru, zbawcą narodu, czy współtwórcą porozumień Okrągłego Stołu. I niezmiennie uważam, że za wiele swoich działań powinien ponieść odpowiedzialność karną.
Nieszczęściem jest to, że dokument o jego życiu powstaje dopiero dwadzieścia lat po pierwszych półwolnych wyborach. Że nadal tak mało mówi się na lekcjach historii o ludziach pokroju Jaruzelskiego, którzy pięli się po peerelowskich drabinach władzy, umacniali przyjaźń polsko-radziecką, choć wiedzieli o 17 września, Katyniu i sowiecko-ubeckich zbrodniach w zniewolonej Polsce. A mimo to uważam, że film Roberta Kaczmarka i Grzegorza Brauna jest zbyt jednostronny. Historyczne tło wydarzeń, które ukształtowały generała, razi uproszczeniami. Jakby widz miał odnieść wrażenie, że za wszelkim złem PRL-u stał wyłącznie Wojciech Jaruzelski.
W filmie występuje dziewięciu historyków, każdy z nich dorzuca interesujące fakty. Oglądamy portret karierowicza, który zawierzył Sowietom, dał się przez nich zwerbować i który pozostał im wierny. Znakomite są materiały archiwalne, rzadko pokazywane (film powstał na zlecenie TVP Historia i tam był emitowany po raz pierwszy). Historycy mówią spokojnie, rzeczowo. Jednoznacznych osądów unika zwłaszcza Andrzej Paczkowski. Ale i on nie ma wątpliwości – tak, Jaruzelski należał do grona ludzi decydujących o antysemickich czystkach w wojsku czy hańbiącej inwazji na Czechosłowację.
Rosyjski pisarz i dysydent Władimir Bukowski wyraża się ostrzej: bohater filmu był sowieckim lokajem. Po tak mocnej wypowiedzi należałoby oddać głos drugiej stronie – zwolennikom generała, którzy chętnie widzieliby go na piedestale historii. W filmie ich nie ma – i to mój główny zarzut.