Doktora House’a kochają miliony. Głównie panie. Ciekawe, bo nie jest ani wyjątkowo przystojny, ani szczególnie szarmancki. Przeciwnie – gbur, ponurak, w dodatku despotyczny i uzależniony od leków przeciwbólowych. Jest jeszcze piekielnie inteligentny i stawia genialne diagnozy.
– Gdy moje życie jest w niebezpieczeństwie, chciałbym trafić w ręce dobrego lekarza. Niekoniecznie musi być miły – Hugh Laurie, prywatnie syn lekarza, broni swojego bohatera. Zaznacza jednak, że najlepszym miejscem dla typa takiego jak House jest... serial telewizyjny.
O castingu do roli House'a krąży zabawna anegdota – nie tylko nikt nie zorientował się, że Laurie jest Brytyjczykiem, ale jeszcze stawiany był innym za wzór wymowy.
Sam ocenia swoje językowe zdolności skromnie: – Na planie czuję się tak, jakbym grał w tenisa lewą ręką, w dodatku wszyscy inni trzymają rakiety, a ja łososia...
Słynie z poczucia humoru i lekkiego sarkazmu. Potrafi rzucić w wywiadzie: – Najczęściej grywałem głupków. Nie wiem, ale coś takiego musi być w mojej twarzy.