Łączy ich wiara, że mają wpływ na swoje życie, i to, że nie poddają się przeciwnościom losu. Taniec jest ich pasją, lekarstwem na codzienność. Wśród bohaterów kilkuodcinkowej opowieści są m.in.: 73-letni pan Franciszek z Wrocławia, Kuba – maturzysta z Milicza, nastoletni fani breakdance’u z Bielaw, niewidoma pani Janina ze Śląska.
Historia tej ostatniej to zapis walki ze stwardnieniem rozsianym. Choroba odebrała jej wzrok. Lekarz jako terapię zalecił wyjazd na rehabilitacyjny turnus, którego jednym z głównych punktów była nauka tańca. Po powrocie do domu pani Janina namówiła do wspólnych treningów swojego męża, emerytowanego górnika.
Na początku nie było łatwo, bo pan Marian nie ma muzycznego słuchu. – Ja jestem uszami, a on oczami – śmieje się pani Janina. Zapał i systematyczne treningi sprawiły, że małżonkowie wygrali w Chorzowie organizowany corocznie turniej dla niewidzących i niedowidzących. Kobieta mówi, że nawet gdy choroba nie pozwoli jej się samodzielnie poruszać, będzie nadal tańczyła – na wózku.
Przeciwności losu nie obawia się także 73-letni pan Franciszek z Wrocławia, krawiec. Choć brakuje mu zdrowia, regularnie uczestniczy ze swoją żoną w turniejach dla seniorów, ubrany w pięknie uszyty przez siebie frak.
Trzech nastolatków z Bielaw traktuje taniec jak przepustkę do rzeczywistości ciekawszej niż ta, w której żyją na co dzień. Zamiast chodzić do miejscowego baru, jak większość ich rówieśników i dorosłych, postanowili nauczyć się breakdance’u. Nie było to łatwe, bo nie mieli trenera. Poszczególnych ewolucji uczą się, analizując dostępne w Internecie fragmenty występów tancerzy. Sąsiedzi przyglądają im się ze zdziwieniem, ale i zaciekawieniem.