Pomysł był odważny: gwiazdy małego ekranu będą śpiewać o nowych programach w takt znanych melodii. Transmisja miała odbywać się na żywo, nic zatem dziwnego, że kilkanaście minut przed występem Przemysław Babiarz stracił głos. Podczas informacji sportowych poruszał ustami jak ryba, bo dźwiękowcy polecieli już prawdopodobnie podłączać kable przed budynkiem, gdzie rozstawiono scenę. Wyszedł na nią potem, ale od śpiewania udało mu się wymigać. Piotr Kraśko też nie zaśpiewał, kpił za to z Jarosława Kulczyckiego, że drugi Mick Jagger, że prawie heavymetalowe wykonanie i tak dalej. Widocznie słoń nadepnął Kraśce na ucho tak mocno, że stał się silny w gębie. Trzeba było słyszeć, jak tłumaczył, że dla dziennikarzy serwisów informacyjnych praca nie kończy się nigdy, bo przecież „kiedy u nas jest godzina 14.40, gdzieś na świecie jest dzień”. No, chyba, że sławny prezenter poczuł zew kabaretu i postanowił trochę pożartować. Tyle że miał to robić ktoś inny, konkretnie Robert Górski z Kabaretu Moralnego Niepokoju. Ten opowiedział dowcip, po czym wytrajkotał: „Myślę, że rozśmieszy on także tych, którzy nie lubią współczesnych polskich kabaretów, a oglądając Kabaret Starszych Panów tarzają się ze śmiechu po podłodze”. No, właśnie, Górskiemu się wydaje, że jak kabaret, to trzeba wyć z uciechy. Rozumiem, że sam się tarza we własnych dowcipach, ale Przyborę z Wasowskim lepiej niech zostawi w spokoju. Nie podczepia się brony do dorożki.
W połowie koncertu nastąpiła przerwa, widzowie przełączyli się z Jedynki na Dwójkę, gdzie show miał być kontynuowany. A tam efekty specjalne: melodyjka i plansza. Trwało to ze trzy minuty, podczas których logo TVP 2 to znikało, to pojawiało się znienacka, a wielka dwójka raz trwała nieruchomo, raz się kręciła. Prawdopodobnie w imię solidarności ze starszą siostrą, która miała kłopoty z dźwiękiem, młodsza postanowiła pokazać, że też potrafi nawalić, tyle że z obrazem. Sposób na obejście zakłóceń jest dziecinnie prosty: trzeba mieć dwa telewizory.
Pouczające było także wykonanie piosenki „Besame Mucho” przez Filipa Łobodzińskiego reprezentującego program kultury wysokiej „Pegaz”. „Całuj mnie mucho” – śpiewał pan Filip z konopi, być może pod wpływem wiadomości, która obiegła Internet szerokim echem. Otóż Anna Mucha rozebrała się dla „Playboya”. Niektórzy się złoszczą, inni płaczą, a ja czuję radość. Mucha wiodąca lud na barykady – oto symbol kulturowej rewolucji. Stąd już tylko krok do rozstawienia gilotyn, które pomogą nam stracić głowę dla Roberta Górskiego.