Alina była bardzo ładna. Kochała życie, ludzi, mężczyzn – wspominają w filmie Anny Zakrzewskiej i Joanny Turowicz ci, którzy znali jego bohaterkę. Materiały z archiwalnych kronik potwierdzają – była kobietą fascynującej urody. Spod burzy ciemnych włosów patrzą śmiejące się oczy.
Usta rozchylają się w zmysłowym śmiechu. Emanują z niej energia i radość życia. Świadoma siebie kobiecość przemieszana z dziewczęcością. Operatora, który kręcił kronikę, w pracowni artystki wyraźnie frapowały bardziej jej szpilki niż rzeźba, którą wykuwała wtedy jeszcze w kamieniu.
A przecież miała wielki talent, odkryty i doceniony dopiero po jej śmierci. Sztuka Aliny Szapocznikow była odbiciem złożonej osobowości. Kiedy patrzy się na prace z lat 50., takie jak „Trudny wiek”, czy „Pierwsza miłość” – figury młodych dziewcząt – ma się wrażenie, że to jej autoportrety.
Niemal równocześnie rzeźbiarka tworzyła w żeliwie i betonie „Ekshumowanego” (1956), przedstawiającego męską postać, a właściwie ludzkie szczątki. Dla pokolenia naznaczonego wojną to były realne wspomnienia. – Wiedzieliśmy, jak tacy ludzie wyglądali – opowiada Andrzej Wajda, rówieśnik artystki. – Ale wydawało się, że nie jest to temat dla sztuki. Tak wygląda człowiek wygrzebany z ziemi po latach. Koniec człowieka. Dramatyczność jej sztuki jest zakodowana do granic możliwości. Osoba żywa, wesoła, a opowiada o śmierci, degrengoladzie, upadku.
Alina Szapocznikow (1926 – 1973) doświadczyła Holokaustu. Urodziła się w Kaliszu, w żydowskiej rodzinie lekarzy. Podczas okupacji razem z matką trafiła do getta w Pabianicach, a potem w Łodzi. Stamtąd wywieziono ją do obozów koncentracyjnych: Auschwitz, Bergen-Belsen i Teresina, gdzie była więziona do 1945 roku. Po wyzwoleniu studiowała rzeźbę w Ecole Nationale Superieure des Beaux-Arts w Paryżu. Na początku lat 50. wróciła do Warszawy. W 1963 roku przeniosła się ponownie do Paryża razem z grafikiem Romanem Cieślewiczem.