Przedtem była do słuchania albo tańczenia, obecnie pozostał właściwie tylko ten drugi typ. Panuje przekonanie, że dobre jest to, co kupi wielu, czyli im prostsze, lżejsze i łatwiejsze, tym lepiej. Do tego prawdą jest, że na scenie często stoją nie tyle artyści, co ludzie wylansowani przez media albo różne firmy, które chcą szybko zarobić. Bywa, że występujący nawet chwalą się publicznie, że nie umieją śpiewać. Czyli żyją z tego, że śpiewają, ale mówią, że nie potrafią tego robić. Kiedyś oznaczałoby to kompletną dyskwalifikację, a dziś to powód, by uważać, że gość jest jeszcze fajniejszy. Bo szczery.
Oczywiście są podejmowane starania, by podtrzymywać wartościowe tradycje. W tym roku przypomniane zostaną na jednym z koncertów piosenki Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego. Tylko że to wyjątkowo trudna rzecz, bo Kabaret Starszych Panów był fenomenem, którego nie sposób dogonić. Można tamte znakomite utwory interpretować na nowo, inaczej, ale lepiej czy tak samo dobrze, moim zdaniem się nie da. Czyli to gonitwa za czymś nieosiągalnym. Ale tak na pocieszenie – taka sytuacja to stan przejściowy. Musi przecież być lepiej.
Póki co, polecam „Jentl” – świetny musical Barbry Streisand z jej doskonałą rolą tytułową. Rzecz została zrealizowana w 1983 roku, ale nic nie straciła na wartości (niedziela, TVP 1, godz. 1.30). Z przyjemnością obejrzę też „Historię kina w Popielawach” Jana Jakuba Kolskiego (piątek, TVP Kultura, godz. 2.15). To reżyser, który posługuje się frapującym, filmowym językiem i umie opowiadać ciekawe historie.
Trzecim filmem i to takim, który będę polecał do końca życia, są „Sami swoi” Sylwestra Chęcińskiego (środa, TVP Polonia, godz. 20.15). Najlepsza polska komedia: inteligentna, pełna wdzięku i sympatii do ludzi. Do tego genialne aktorstwo Wacława Kowalskiego i Władysława Hańczy.