Grigorij Lifanow, to drugi po Siergieju Fiedotowie Rosjanin, który zrealizował w Polsce arcypowieść Michała Bułhakowa. Wiele obiecywałem sobie po tym spektaklu.
Niestety pozostał niedosyt
Lifanow, który wcześniej w tym samym Teatrze Polskim w Poznaniu zrobił bardzo interesującą inscenizację „Boboka” Dostojewskiego z utworem Bułhakowa postąpił dość bezceremonialnie. Zachował się jak ktoś, kto mając zabytkowy zegar szafkowy, urządził w drewnianej obudowie barek, z tarczy zrobił paterę, a mechanizm z wahadłem potraktował jako oryginalną rzeźbę. Mogło to wydawać się interesujące. Tyle że przestało być zegarem.
Lifanow wyodrębnił w swym spektaklu trzy wątki pomijając jeden z najważniejszych, czyli Poncjusza Piłata i Jeshui Ha Nocri. Każdy akt rozpoczyna narrator, który wprowadza widzów w sceniczną rzeczywistość. Pierwszy akt to Moskwa Wolanda. Wizyta przybysza zza światów odbywa się w asyście piorunów i błyskawic. One też puentują niemal każdą wypowiedź Wolanda i jego świty.
W drugiej poznajemy mistrza w szpitalu psychiatrycznym, w trzeciej, spotykamy Małgorzatę, słyszymy jej historię i uczestniczymy w Balu u Wolanda. Na temat powieści o Piłacie z Pontu dowiadujemy się niewiele. Dołączona jest do teatralnego programu, a jeśli ktoś w czasie przerw pójdzie do foyer będzie mógł usłyszeć jej fragmenty czytane przez grających Mistrza i Małgorzatę aktorów.