Nie ma się co dziwić, że to przedstawienie zdobyło przed trzema laty Grand Prix festiwalu „Dwa Teatry” w Sopocie. Podejmuje bolesny temat rozliczeń z najnowszą historią Polski, ale brak w nim taniej publicystyki i uproszczeń. Przypomina spektakl Sceny Faktu, choć jest w całości fikcją.
Bohaterami sztuki Wojciecha Tomczyka są młoda dziennikarka Hanka (Dominika Ostałowska) oraz emerytowany oficer kontrwywiadu PRL Stefan Kołodziej (Janusz Gajos). Ona umawia się z nim na wywiad, w którym chce odsłonić kilka zagadek PRL. On prowadzi z nią grę, która coraz bardziej przypomina psychodramę.
Hanka czuje się osaczona już po kilku minutach rozmowy. Kołodziej z rozbrajającą szczerością opowiada o sobie: „W pewnym momencie zrozumiałem, że w obliczu potęgi Sowietów, którzy obracali milionami istnień ludzkich, ja sam jeden nie mam znaczenia”.
Kołodziej Janusza Gajosa wbrew pozorom wcale nie jest tchórzem. To wyjątkowo wytrawny gracz, człowiek bez skrupułów. Choć zgadza się na wywiad z ambitną dziennikarką, już po kilku chwilach można powiedzieć, że okręca ją sobie wokół palca. I staje się moderatorem rozmowy. Czasem przypomina wręcz sędziego Porfirego ze „Zbrodni i kary”, który wnikliwie rozpracowuje osobowość swego rozmówcy. Gajos świetnie udaje opanowanie, spokój, drastyczne kwestie, np. o wyrywaniu paznokci, porusza z pogodnym uśmiechem. Jego bohater, wspominając swój powojenny życiorys, mówi z dumą: „Byliśmy za młodzi, by zdychać w lesie, i za starzy, by uwierzyć w geniusz Ziutka Słoneczko”.
Dominika Ostałowska też jest znakomita. Jej bohaterka przechodzi ciekawą metamorfozę. Pod wpływem spotkania z Kołodziejem traci pewność siebie, staje się dziewczyną wycofaną, pełną kompleksów. Do końca nie może zrozumieć, czy „Norymberga dla ubeków”, której chciałby jej rozmówca, wynika z jego potrzeby oczyszczenia, czy też jest tylko kolejnym etapem cynicznej gry.