W 1953 roku z kostnicy miejskiej w Engendler dochodzą do Scotland Yardu niepokojące wieści. Przechowywane tam zwłoki w tajemniczy sposób zaczynają znikać. Nie ma śladów włamania, żadnych świadków. Wszystkie dowody wskazują na to, że umarli powracają do życia, po czym gdzieś uciekają. W jednym z przypadków grabarz odkrywa, że ułożony poprzedniego dnia w trumnie „stuprocentowy" nieboszczyk nazajutrz leży w dziwnej pozycji.
Ma zmieniony wyraz twarzy, pobrudzone kolana i dłonie. Sprawia wrażenie, jakby w nocy czołgał się po ziemi. W kostnicy w Lewes też nie było śladów włamania, a nieboszczyk najwyraźniej się ulotnił. Scotland Yard na początku bagatelizował powyższe doniesienia, kiedy jednak zjawisko przybrało szerszy charakter, „najlepsza policja świata" postanowiła wkroczyć do akcji. Śledztwo nie przyniosło jednak rezultatów. Jedyne co ustalono, to fakt, że w żadnym z analizowanych przypadków zwłoki nie zostały wykradzione. Nie było też śladu działania osób trzecich.
Ponieważ rutynowe działania nie przynoszą efektu, śledztwem ma pokierować młody, ambitny porucznik Gregory.
Waldemar Krzystek zainteresował się opowiadaniem Stanisława Lema niemal 25 lat po czarno-białej ekranizacji dokonanej przez Marka Piestraka z Tadeuszem Borowskim, Edmundem Fettingiem i Jerzym Przybylskim w rolach głównych.
Spektakl Krzystka, choć przypomina radiowe słuchowisko, mocno trzyma w napięciu. O jego sukcesie decyduje przede wszystkim świetna obsada. Mariusz Bonaszewski (na zdjęciu) jako porucznik Gregory łączy żarliwość młodości, ciekawość świata i nieustępliwość w dążeniu do prawdy. Świetny jest też Mariusz Benoit. Stworzył postać naukowca, dla którego jest wiele rzeczy istniejących poza ludzkim rozumem.