Samo streszczenie „Nieskończonej historii. Oratorium na 30 postaci, chór, orkiestrę i sukę Azę" nie wypada zbyt zachęcająco, można rzec – banalnie.
Oto obserwujemy życie pewnej kamienicy w niewielkim miasteczku. Postaciami pierwszoplanowymi są dwie starsze niewiasty, pani Dąbkowa i pani Dworniczkowa. Oprócz nich poznajemy też m.in. nauczyciela rysunków, kłócące się małżeństwo, kobietę w ciąży, dziewczynę pracująca w McDonaldzie.
W pewnym momencie pojawia się energiczna właścicielka zakładu pogrzebowego. Przybywa po tym, jak jedna z pań przewraca się w łazience i umiera.
Cała historia nakreślona przez Artura Pałygę stała się dla reżysera Piotra Cieplaka podstawą do stworzenia fascynującego misterium. Prozaiczny i banalny świat kamienicy zderzony został z filharmoniczną muzyką Jana Duszyńskiego.
Aktorzy „Nieskończonej historii" stali się solistami znakomicie zestrojonej orkiestry. Każda postać wypowiada lub czasem wyśpiewuje swą kwestię w charakterystyczny dla siebie sposób. W tym przedstawieniu dramatyczno-muzyczno-instrumentalnym są sceny oratoryjne, musicalowe; niektóre przypominają teatr Janusza Wiśniewskiego czy Tadeusza Kantora, w innych widać fascynację Teatrem Osobnym Mirona Białoszewskiego. A wszystkie konwencje wzajemnie przenikają się i uzupełniają.