Reklama

Festiwal w Awinionie: Masakra w Gazie i proces 52 gwałcicieli Gisèle Pelicot

Zakończył się 79. Festiwal Awinioński, który rozpoczął się od politycznego trzęsienia ziemi, jakim stał się tekst na temat Strefy Gazy jego dyrektora, reżysera Tiago Rodriguesa, opublikowany w mediach społecznościowych tuż przed otwarciem imprezy.

Publikacja: 28.07.2025 05:25

Ośmiogodzinny „Atłasowy trzewiczek” na Festiwalu w Awinionie

„Atłasowy trzewiczek”, Festiwal w Awinionie

Ośmiogodzinny „Atłasowy trzewiczek” na Festiwalu w Awinionie

Foto: Christophe Raynaud de Lage

Ten manifest rozpoczynały następujące słowa: „Otwieramy Festiwal w Awinionie, podczas gdy w Gazie wciąż trwa masakra”, rozwinięte później w jawne oskarżenia prawicowego izraelskiego rządu m.in. o zbrodnie wojenne popełniane na Palestyńczykach czy blokowanie pomocy humanitarnej. I choć tekst tego rodzaju można było w tym roku w pełni zrozumieć, zwłaszcza że gościem specjalnym festiwalu był język arabski i reprezentujący go artyści z różnych krajów, na głowę Tiago Rodriguesa posypały się gromy.

Na szczęście polityczny shitstorm zakończył się jeszcze szybciej niż się zaczął, bo teatr zaproszonych na festiwal artystów języka arabskiego był znacznie mądrzejszy od tego uprawianego w mediach społecznościowych. Przykładem jest poruszający spektakl „Israel & Mohamed”, w którym tancerz i choreograf flamenco Israel Galván spotyka się na scenie z pisarzem i reżyserem Mohamedem El Khatibem.

Czytaj więcej

Historia mężczyzny bez ręki, którą obcięło ISIS

Proces męża gwałciciela

Drugim wydarzeniem, które swoim znaczeniem wyszło daleko poza mury papieskiego miasta, było czytanie performatywne Milo Raua „Proces Pelicot”, będące hołdem złożonym Gisèle Pelicot, usypianej za pomocą narkotyków i gwałconej przez swojego męża, Dominika oraz 51 innych mężczyzn, zapraszanych przez niego do ich domu w ciągu dziewięciu lat. Jej dramat to jedna z najgłośniejszych i najbardziej wstrząsających spraw dotyczących przemocy wobec kobiet we Francji ostatnich lat.

Czterogodzinne widowisko, zrealizowane na dziedzińcu starego klasztoru Karmelitów, było w gruncie rzeczy teatralną rekonstrukcją procesu, jaki odbył się w tej sprawie i zakończył w grudniu 2024 roku. Tym bardziej wstrząsającą, że dramat Gisèle Pelicot miał miejsce w wiosce Mazan, 34 kilometry na wschód od Awinionu, proces zaś toczył się w awiniońskim sądzie, oddalonym od klasztoru Karmelitów o około trzy kilometry. Niesłychanie blisko, za blisko, chciałoby się wręcz powiedzieć. 

Reklama
Reklama

Ośmiogodzinna sztuka Paula Claudela

Teatralnym wydarzeniem tegorocznej edycji był na pewno powrót do Awinionu jednego z najdłuższych dramatów, jakie napisano w historii, czyli sztuki Paula Claudela „Atłasowy trzewiczek” w klasycznej, ofiarnie granej przez zespół Comédie-Française wersji Érica Rufa, zrealizowanej w paryskiej świątyni teatru w minionym sezonie. Powodzenie spektaklu Rufa nie było jednak rezultatem jego wyjątkowej jakości artystycznej (choć zespołowe aktorstwo było naprawdę wysokiej próby), ale okoliczności pokazów, które, zaczynając się o 22:00 na słynnym dziedzińcu Pałacu Papieży, trwały całą noc.

Czytaj więcej

Ludzkie drapieżniki i empatyczne zwierzęta

Co ciekawe, owe osiem godzin klasycznego francuskiego teatru kończyło się około 6 rano, przy wtórze nieczęstych w Awinionie owacji na stojąco. Z sobotniej premiery spektaklu wyszło tylko około 30 osób z 2 tysięcy widzów.

Opowieść o ludziach na Marsie

Jeśli chodzi o prawdziwe teatralne olśnienia, to na pierwszym miejscu na pewno należałoby wymienić spektakl „Odległość” w reżyserii dyrektora festiwalu, portugalskiego reżysera Tiago Rodriguesa. Ta kameralna, rozgrywająca się w 2077 roku opowieść o relacji ojca i córki, rozdzielonych misją kolonizatorską, prowadzoną przez ludzkość na Marsie, zaskakiwała i prostotą narracji, i głębią emocji oraz środków, jakimi została nam na scenie opowiedziana.

Czytaj więcej

„Atłasowy trzewiczek”: Mistyczne doznania w teatrze nocą

Widzowie przeżywali niemały szok, jadąc kilka kilometrów pod Awinion, o godz. 12 na dwuosobowy spektakl, który od pierwszych chwil atakował ich niezwykłą intensywnością opowieści, opartą na wybitnym aktorstwie znanego już awiniońskiej publiczności Adamy Diopa (Łopachin w „Wiśniowym sadzie” z Isabelle Huppert w 2021 roku) oraz partnerującej mu młodej aktorki, Alison Dechamps. Efektem tego spektaklu było mnóstwo spłakanych widzów, opuszczających L'Autre Scène – Vedène ze zdumieniem, że magia teatru może się zdarzyć w środku tygodnia koło południa.

Reklama
Reklama

Teatralne gwiazdy, czyli Christoph Marthaler i Thomas Ostermeier

W Awinionie nie mogło zabraknąć oczywiście teatralnych gwiazd, w związku z czym publiczność miała okazję podziwiać najnowsze spektakle szwajcarskiego mistrza Christopha Marthalera oraz giganta niemieckiego teatru – Thomasa Ostermeiera. Pierwszy pokazywał swój najnowszy spektakl „Szczyt”, będący czymś na kształt studium nad mikrospołecznością zamkniętą przypadkiem w małym alpejskim schronisku, która nie może się zdecydować, czy jest tą, która budowała wieżę Babel, czy tą ocalałą w arce Noego.

Czytaj więcej

Międzynarodowy Festiwal Teatralny „Dialog”. Cień komór gazowych

Thomas Ostermeier z kolei przywiózł do Francji swój najnowszy spektakl, ibsenowską „Dziką kaczkę”, której niemiecka premiera w berlińskiej Schaubühne już we wrześniu. Istotą tej inscenizacji wydaje się pytanie, czy prawda na pewno człowieka wyzwala, a jeśli nawet tak, to którego: tego, którego dotyczy, czy tego, który chce ją ogłosić. Obaj reżyserzy w znakomitej formie.

Ostatnim przedstawieniem na pewno wartym wspomnienia jest „Brel”, kameralny spektakl gwiazdy europejskiego teatru tańca, Anny Teresy De Keersmaeker, oraz młodego, niezwykle obiecującego tancerza, Solala Mariotte, którzy postanowili w słynnych kamieniołomach La Carrière de Boulbon oddać hołd wielkiemu Jacquesowi Brelowi. Udało im się na szczęście coś jeszcze: wykreowali na naszych oczach świat, który przechodzi właśnie do historii, świat, w którym miłość i opowieść o niej były piękne, czyste i niewinne, świat, do którego wielu z nas wciąż należy. Może dlatego, gdy spektakl się kończył, do oczu same cisnęły się łzy, które wciąż odróżniają nas od kamieni.

Jeśli patrzeć na tę edycję Festiwalu Awiniońskiego poprzez pryzmat jej hasła przewodniego, czyli słowa „razem”, należy ją uznać za niezwykle udaną, bo wielokrotnie udawało się w tym roku na scenach papieskiego miasta zbudować poczucie autentycznej wspólnoty artystów i widzów. Szkoda tylko, że większość spraw, o których mówiono ze sceny, w rzeczywistości budowę tej wspólnoty wciąż uniemożliwia. Skoro jednak coś się zdarzyło, choćby w teatrze, to tak jakby się zdarzyło naprawdę, n’est-ce pas?

Ten manifest rozpoczynały następujące słowa: „Otwieramy Festiwal w Awinionie, podczas gdy w Gazie wciąż trwa masakra”, rozwinięte później w jawne oskarżenia prawicowego izraelskiego rządu m.in. o zbrodnie wojenne popełniane na Palestyńczykach czy blokowanie pomocy humanitarnej. I choć tekst tego rodzaju można było w tym roku w pełni zrozumieć, zwłaszcza że gościem specjalnym festiwalu był język arabski i reprezentujący go artyści z różnych krajów, na głowę Tiago Rodriguesa posypały się gromy.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Teatr
Dano nam raj, a my zamieniamy go w piekło. Startuje Festiwal Szekspirowski
Teatr
Joanna Kołaczkowska nie żyje. Legendarna artystka kabaretowa miała 59 lat
Teatr
Ministerstwo Kultury zawiadamia prokuraturę w sprawie teatru w Kielcach
Teatr
Jerzy Radziwiłowicz: Nie rozumiem pogardy dla inteligencji
Teatr
Krzysztof Głuchowski: W Kielcach wygrał Jacek Jabrzyk
Reklama
Reklama