Międzynarodowy Festiwal Teatralny „Dialog” od 20 lat jest świętem dlatego, że od 2001 r. daje szansę podziwiania spektakli takich gigantów jak Christoph Marthaler.
W tym roku zobaczyliśmy „Płacz. Iluzje [Morze łez4]" ze Schauspielhaus Zurich. Szwajcarski reżyser zbudował na scenie aptekę. Teoretycznie może być symbolem tego co praktyczne, pewne i przewidywalne. Jednak teksty Dietera Rotha, oparte na surrealistycznej grze wyobraźni, chwilami w stylu Monty Pythona, pokazują, że świat to gra pozorów. I gdy zaglądamy w kulisy apteki, gdzie krząta się pięć farmaceutek odpowiadających za ratowanie ludzkiego życie – zza fasady porządku wyłania się chaos, ujawniany z przewrotną precyzją. Myśli, emocje i ciała kobiet napędzają bowiem instynkty, antypatie, animozje. Co ważne, składają się też na piękno indywidualizmu.
Umrzeć ze śmiechu
Świat materialny też jest szalony. W burlesce Marthalera mrugają światłem szyldy półek, saturator ucieka przed aptekarką, która tajemnicę tego co do końca nieodgadnione wyczytuje z niekończącej się listy skutków ubocznych sprzedawanych lekarstw. Aptekarki integruje wykonanie „Lacrimosy" z „Requiem". Tylko śmierć jest pewna? Tylko ona nas jednoczy?
W paradzie efektownie odgrywanych absurdów najmniej ważny wydaje się klient–pacjent starający się dostać do apteki i wynoszony z niej, traktowany wyłącznie jako rekwizyt kobiecych fantazji. I tym razem pozory mylą: może farmaceutki wcale nie ulegają kaprysom, tylko są aniołami stróżami starającymi się uratować człowieka, który wierząc w skuteczność kuracji – nie wie, że ryzykuje śmiercią.
Ostatecznie pacjent ucharakteryzowany na Chrystusa niosącego krzyż w formie pulsującego neonu apteki staje się symbolem ofiary koncernów zarabiających na nas miliardy, co szczególnie w Szwajcarii musi szokować. Ale nie o farmaceutyczny biznes wyłącznie chodzi, tylko o całą naszą cywilizację, o której można za Sokratesem powtórzyć: wiem, że nic nie wiem.