Dyrektor Jan Englert po premierze „Królowej Margot" w Teatrze Narodowym na spotkaniu z aktorami powiedział z przekąsem: „Zobaczycie, że teraz recenzenci powiedzą, że nasz teatr zszedł na psy". Trudno nie traktować tego jak żart, bo Narodowy jest wciąż pierwszą sceną Rzeczypospolitej, ale w tym akurat spektaklu udział psów jest trudny do przecenienia. Zresztą nie pierwszy raz w tym teatrze.
Jeśli wspomina się „Miesiąc na wsi" na scenie Małego, to mimo udziału w nim Kucówny, Kolbergera, Łapickiego i Machulskiego pamięta się głównie biegające po scenie wyżły. Obawiam się, że podobnie będzie po „Królowej Margot".
Teraz będziemy pamiętać piękną scenografię Barbary Hanickiej, ale mimo że grają aktorzy tej klasy co Danuta Stenka, Wiktoria Gorodeckaja i Marcin Hycnar, największą uwagę zwracano na dwa dorodne, brązowej maści rodezjany. A reżyserowi Grzegorzowi Wiśniewskiemu nie udało się stworzyć klarownego i emocjonującego spektaklu.
Aleksander Dumas, autor „Trzech muszkieterów", z „Królową Margot nie miał szczęścia na polskich scenach. Inscenizacja w Narodowym to druga w historii polskiego teatru premiera tego utworu. Poprzednia była ponad 150 lat temu.