Samo miejsce i wykonawcy spektaklu wydają się niezwykli. Rocznica wybuchu I wojny światowej stała się w tym roku tematem dominującym w europejskiej kulturze. My potraktowaliśmy go marginalnie.
Zatem premiera „1914" w Operze Narodowej to właściwie najważniejsze w Polsce, choć zaskakujące artystycznie, przypomnienie, że 100 lat temu zaczął się konflikt, który gruntownie zmienił obraz świata.
Wojna to temat wszechobecny w sztuce: od „Iliady" i eposów rycerskich po filmowe obrazy z Bałkanów, Iraku czy Palestyny. Czy jednak jest możliwe pokazanie cierpienia i barbarzyństwa poprzez taniec, który jest sztuką nieznoszącą dosłowności? I jak to uczynić, by groza wojny nie została opisana wyłącznie ładnym gestem, stając się efektowną dla oka kompozycją w ruchu?
Te pytania powracały natrętnie tego wieczoru przy jednej z najsłynniejszych prac Jiřiego Kyliána. „Mszę polową" ułożył do utworu, który jego rodak Bohuslav Martinu skomponował tuż przed wybuchem II wojny światowej (brawa dla chóru Opery Narodowej i barytona Adama Szerszenia za piękne wykonanie). A balet na 12 tancerzy to rodzaj hołdu dla poległych żołnierzy.
Jak zwykle u Kyliána możemy podziwiać plastyczne piękno ruchu, bogactwo układów płynnie nakładających się na siebie. Niemniej po prawie 35 latach, jakie minęły od powstania „Mszy polowej", jego choreografia nabrała klasycznej patyny, a wykonanie Polskiego Baletu Narodowego było jedynie poprawne. Zabrakło energii, która nadałaby utworowi wyrazistości i siły.