Donald Trump zwrócił się do Amerykanów w piątek o 9 wieczorem, 3 nad ranem czasu europejskiego. – Działania, jakie podjęliśmy tej nocy, mają na celu odstraszenie przed produkcją, rozpowszechnianiem i wykorzystaniem broni chemicznej. To leży w żywotnym interesie Stanów Zjednoczonych. W 2013 r. prezydent Putin i jego rząd dał światu gwarancję, że zostanie zlikwidowana broń chemiczna Syrii. Niedawny atak Asada i nasza odpowiedź są bezpośrednim skutkiem niedotrzymania przez Rosję złożonej obietnicy. Rosja musi zdecydować, czy będzie dalej szła tą ciemną drogą, czy też przyłączy się do cywilizowanych narodów jako siła na rzecz pokoju i stabilności – oświadczył prezydent.
Chwilę później, o 3.26 czasu paryskiego, Pałac Elizejski wydał komunikat o rozpoczęciu także przez francuskie siły zbrojne ataku na Syrię. O tym samym zawiadomił równocześnie urząd brytyjskiej premier.
105 strzałów
Operacja trwała 45 minut. Jak później tłumaczył szef sztabów połączonych sił zbrojnych USA, gen. Joseph Dunford, wystrzelono 105 pocisków, dwa razy więcej niż w amerykańskiej operacji przeciw Syrii rok temu. Tym razem Pentagon zdecydował się na użycie wyjątkowo nowoczesnego uzbrojenia, w tym debiutujących na polu walki pocisków manewrujących JASSM. Większość wystrzelono z niszczyciela Donald Cook.
Amerykanie chcieli mieć pewność, że nie uderzą przez przypadek w rosyjskie instalacje w Syrii, co mogłoby wywołać niekontrolowaną konfrontację. Ale Waszyngton w ten sposób pokazał także, że ma o wiele większe możliwości działania, niż daje rosyjskie uzbrojenie oddane do dyspozycji syryjskiemu reżimowi. Bo zdaniem Dunforda tej nocy ani jeden pocisk aliantów nie został zestrzelony przez siły Asada.