Sprzed monumentalnego pomnika Ofiar Nazizmu w Rostowie nad Donem zniknęła niedawno tablica informująca, że w tym miejscu zginęły tysiące Żydów. Z inicjatywy lokalnych władz zastąpiła ją nowa, na której o zamordowanych Żydach nie ma nawet słowa. Wywołało to oburzenie nie tylko środowisk żydowskich. Pod adresem władz miasta posypały się oskarżenia o celowe fałszowanie historii.
Przez lata nikt nie miał wątpliwości, że Rostów nad Donem, jako wielkie skupisko ludności żydowskiej, był jednym z miejsc Holokaustu. Z danych instytutu Yad Vashem wynika, że hitlerowcy zgładzili tam 15 – 16 tysięcy Żydów. Mordy odbywały się w pobliskiej miejscowości Zmijewskaja Bałka, co w dosłownym tłumaczeniu znaczy jar żmij. To największe w Rosji miejsce kaźni Żydów. – To rosyjski Babi Jar – tłumaczył w moskiewskim Radiu Echo Moskwy Jurij Kanner, przewodniczący Rosyjskiego Kongresu Żydów (RKŻ). Innego zdania są władze Rostowa. Twierdzą, że nie ma dowodów, iż doszło tam do masowej zagłady Żydów. – Nie ma tu żadnego skandalu. Poprzednia tablica znajduje się w muzeum. Nowa zawiera informację o wydarzeniu historycznym – tłumaczyła rosyjskim dziennikarzom Irina Strielcowa z miejscowego ratusza.
W nowej wersji tekstu objaśniającego owo wydarzenie historyczne mowa jest o tym, że: „ W tym miejscu w sierpniu 1942 roku hitlerowscy okupanci unicestwili ponad 27 tysięcy mieszkańców Rostowa nad Donem oraz sowieckich jeńców wojskowych. Wśród zamordowanych są przedstawiciele wielu narodowości".
– Nie możemy się zgodzić na takie przeinaczanie faktów – mówi „Rz" Michał Sawin, rzecznik RKŻ. Powołuje się na źródła historyczne mówiące o tym, że większość rozstrzelanych przez hitlerowców osób była wyznania mojżeszowego. Kongres Żydów żąda przywrócenia poprzedniej tablicy i zamierza to wymóc na władzach drogą sądową.
Nie doszukuje się jednak w całej sprawie podtekstów antysemickich. Jeśli wierzyć oficjalnym statystykom, aktów antysemityzmu jest zresztą w Rosji coraz mniej.