To nie jest kara, lecz zachęta – zapewnia Olli Rehn, komisarz UE ds. walutowych, proponując zawieszenie wypłat dla Węgier środków z Funduszu Spójności. Chodzi o niemal pół miliarda euro, które kraj ten miałby otrzymać w przyszłym roku. Jak twierdzi Rehn, proponowane sankcje nie mają nic wspólnego z toczącym się od wielu miesięcy sporem pomiędzy UE a prawicowym rządem Viktora Orbana. Ta sprawa jest przedmiotem oddzielnego, wciąż trwającego postępowania. Bruksela zapewnia, że obecna groźba sankcji jest wyłącznie wynikiem nadmiernego deficytu budżetowego Węgier. Ma on wynieść w tym roku 3,6 proc. PKB, co upoważnia Komisję Europejską do zastosowania określonych sankcji.

Mało kto na Węgrzech wierzy, że Brukseli chodzi wyłącznie o uzdrowienie węgierskich finansów. „Zdumiewające, że KE zdecydowała się wybrać Węgry jako przykład w celu odstraszania" – pisał wczoraj „Magyar Nemzet", dziennik uchodzący za prorządowy. Nawet antyrządowy „Nepszabadsag" uznał, że zapowiedź sankcji jest „brutalną groźbą Brukseli". Media przypominają też, że niemal 20 państw członkowskich UE ma deficyt budżetowy przewyższający 3 proc. PKB i przyczyn zajęcia się w pierwszej kolejności Węgrami szukać trzeba w sporze pomiędzy UE a rządem Viktora Orbana.

Tym bardziej że UE groziła już wcześniej Węgrom sankcjami za ograniczenie kompetencji banku centralnego poprzez zwiększenie nad nim kontroli rządu oraz wprowadzenie kontrowersyjnych przepisów dotyczących przymusowego wieku emerytalnego sędziów i prokuratorów. Komisja Europejska uznała je za sprzeczne z prawem unijnym, co w środowiskach prawicowych w Europie odczytano jako nieuzasadniony atak na rząd Orbana. Sam premier w liście wysłanym kilka dni temu do KE zapowiedział, że jego rząd uwzględni postulaty Brukseli.

– Kontrowersje na linii UE – Budapeszt nie są bezpośrednim powodem zapowiedzi sankcji dotyczących Funduszu Spójności – tłumaczy „Rz" Peter Balazs, szef węgierskiej dyplomacji w poprzednim, lewicowym rządzie. Przypomina, że Węgry przekraczały granice dopuszczalnego deficytu budżetowego od przystąpienia do UE przed ośmioma laty. Ostrzeżenia ignorowały wszystkie rządy. – W sytuacji, gdy obecny rząd Węgier stara się o kredyty MFW oraz UE, jest rzeczą naturalną, że Bruksela pragnie wymóc przestrzeganie reguł zapisanych w pakcie stabilizacji i wzrostu – mówi Peter Balazs. Budapeszt chce otrzymać 15 – 20 mld euro pożyczki. Bez tych kredytów Węgrom grozi zapaść finansowa. Rating kraju sięgnął poziomu śmieciowego, co oznacza, że coraz trudniej zdobyć pieniądze za pomocą emisji obligacji. Ich dochodowość sięga obecnie 8 – 9 proc. W tej sytuacji premier Orban zapowiedział wczoraj drastyczne oszczędności, m.in. zmniejszenie środków na służbę zdrowia, wprowadzenie myta na autostradach i cięcia w wydatkach administracji publicznej.