Niezależna agencja prasowa BiełaPAN, powołując się na pragnące zachować anonimowość osoby z Państwowego Komitetu Pogranicznego, pisze, że „priorytetem będzie kontrola wjazdu na Białoruś, gdy do tej pory działania dla zapewnienia bezpieczeństwa na granicy były jednakowe przy wjeździe i wyjeździe z kraju". Zresztą, osłabienie jednostek na granicy z Polską już nastąpiło, bo część żołnierzy przerzucono na granicę z Ukrainą, by „zapobiec kontrabandzie przed mistrzostwami Euro 2012".
Wspomniany anonimowy przedstawiciel białoruskich pograniczników dowodził, że oni i tak „pracują za swoich kolegów z UE", którzy „pozwalają sobie na strajki". A teraz strażnicy graniczni z Polski i Litwy będą musieli pracować sami, bo Białorusini nie mają po prostu możliwości, by w pełni ochraniać granicę.
Ale niezależne media twierdzą, że to nie kwestia sił i możliwości białoruskich żołnierzy, ale właśnie reakcji Mińska na unijne sankcje.
– Trwa zimna wojna między kierownictwem Białorusi i państwami Unii, a groźba wypuszczania na Zachód wszystkich i wszystkiego jest elementem wojny propagandowej – mówił „Rz" niezależny białoruski politolog Uładzimir Podgoł.
To zresztą nic nowego. W 2002 r. prezydent Aleksander Łukaszenko zagroził wysłaniem na Zachód – a więc i do Polski – wielkiej fali nielegalnych imigrantów oraz narkotyków. Była to jego odpowiedź na brak zgody na jego przyjazd do Pragi na szczyt NATO. – Będą błagać o naszą współpracę w sprawach przemytu narkotyków i nielegalnej imigracji – mówił wówczas.