Dziś sprawą ma się zająć sąd. Boel chce, aby Albert II, a także jego starszy syn książę Filip i córka księżniczka Astrid zostali zmuszeni do udostępnienia swojego DNA.
W przypadku króla sprawa jest na razie przegrana, bo zgodnie z belgijską konstytucją urzędujący monarcha stoi ponad prawem. Jednak przekazanie przez dzieci Alberta II kodu genetycznego pozwoliłoby ostatecznie potwierdzić lub zdementować pogłoski, które pojawiają się w Brukseli od publikacji w 1999 r. książki Mario Danneelsa o życiu prywatnym króla.
–Niekorzystny wyrok dla Alberta II byłby jednocześnie potężnym ciosem dla jedności kraju. Od czasu panowania Baldwina (poprzednika i brata Alberta II – red.) instytucja monarchii zdobyła duży autorytet moralny i jest jednym z ostatnich, ale ważnych czynników zapewniających jedność kraju – mówi „Rz" Andre Sapir, profesor Universite Libre de Bruxelles (ULB).
Kryzys królewskiego małżeństwa
Niedługo po publikacji książki Danneelsa 79-letni król dał co prawda do zrozumienia, że w latach 60. miał romans z baronessą Sybille de Selys Longchamps, a jego związek z dzisiejszą królową Paolą „przechodził kryzys", ale nie posunął się jednak do uznania ojcostwa córki Longchamps, Delphine.
Zdaniem dziennika „Le Soir" to był największy błąd 20-letniego panowania Alberta II, bo stawia w bardzo złym świetle postawę moralną monarchy, który ma przecież być wzorem dla swoich poddanych.